***
Wczoraj wyszliśmy na pierwszy po chorobie
spacer. Dokładnie 8 dni spędziliśmy w domu, w czterech ścianach i już
oboje z Maluchem dostawaliśmy do głowy. Bardzo tęskniliśmy za naszym
codziennym rytuałem jakim jest spacer. Tęskniliśmy za powiewem wiatru,
szumem jeżdżących obok nas samochodów, za oglądaniem przejeżdżających
autobusów, za zakupami
„U pana Mroza”, za oglądaniem bajkowych
zwierzątek nad wejściem do jakiegoś przedszkola, za zbieraniem kamyczków
u sąsiada na podwórku, za włączaniem przycisku świateł na przejściu dla
pieszych, za szuraniem w liściach, które jeszcze leżą niewygrabione…
Brakowało nam tych wszystkich rzeczy i kiedy już wyszliśmy na szybką
przechadzkę po okolicy, synek chłonął te widoki całym sobą. Jakby co
najmniej miesiąc nie wychodził z domu, jakby było to jego pierwsze
wyjście od dawien dawna.
Może nie było super ciepło, ok. 8 st C,
ale lekkie, nieśmiałe słoneczko i kompletny brak wiatru, przekonały mnie
żeby ubrać Malca i zrobić mu wielką niespodziankę :)
No dobrze, przyznam się, że na decyzję
miał także wpływ Maluch. Dzień wcześniej płakał mi pod drzwiami i chciał
żebym wsadziła go do wózka. Zaczął nawet sam zakładać sobie buciki,
które zawsze ubieramy, gdy wychodzimy na dwór :)
Tłumaczenia do niego nie docierały, więc aby choć troszkę
zrekompensować mu brak naszych spacerów, woziłam go w tę i z powrotem po
domu :) Udało mi się wtedy zaspokoić jego „głód” do dnia następnego…
A na czym polegało ryzyko? Hmmm… nie byłam
pewna, czy już jesteśmy gotowi na wyjście. Czy synek już całkowicie
wyzdrowiał. Patrząc na niego, tak na oko, wygląda na zupełnie zdrowego.
Nie kaszle i nie ma już katarku, jednak ciągle przyjmuje antybiotyk (tak
jak lekarz przepisał, musimy podać całą dawkę). Czytałam na blogach
innych dziewczyn o nawrotach choroby, po tym jak wyszły z dzieckiem na
dwór po leczeniu antybiotykami i stąd wzięły się moje obawy. Podjęłam
jednak ryzyko i liczę po cichu, że wszystko będzie dobrze…
mały słodziak :*
OdpowiedzUsuńDzięki :)
Usuń