***
Mimo wszystko, dla kochanego Maleństwa, takie cierpienie jest tego warte :)
Troszkę
cofnę się w czasie, bo wspomnienie porodu nadal budzi we mnie wiele
emocji. Mówią, że kobieta szybko zapomina ból porodowy. Nie wiem, może
ze mną coś nie tak... ale ja pamiętam i to bardzo dobrze, tzn. do
pewnego momentu ;) Łamało w krzyżu, ojjj łamało ostro...
Nie pomagała
żadna piłka porodowa, masujący mąż, chodzenie, klękanie... nic. Położna
radziła, żebym weszła pod prysznic, a ja głupia upierałam się przez
kilka godzin, że nie wejdę i błagałam o znieczulenie zewnątrz-oponowe
(chociaż od początku ciąży zakładaliśmy z mężem, poród naturalny).
W
końcu zdecydowałam się pójść pod prysznic! Chwytałam się każdej deski
ratunku. Jezu, jak dobrze mi tam było... Przez dwie godziny siedziałam
pod strumieniem ciepłej wody. Okazało się, że woda ma naprawdę cudowną
moc ;) Ale przyszła po mnie położna i powiedziała, że czas zacząć show
:) Potężny ból wrócił i błagania o znieczulenie również.
Znieczulenie
(samo podanie w kręgosłup) nie bolało i przyniosło ulgę już po 5-10
minutach. Jedyny problem był w tym, że zadziałało tylko na prawą stronę
ciała, po lewej czułam wszystko. Każdy nadchodzący skurcz. Tyle, że ból
był troszkę przytłumiony, już nie tak silny i intensywny (to może
zadziałało, tylko słabiej?). W moim przypadku okazało się, że
znieczulenie podali mi troszkę na próżno i za późno, bo Maluch urodził
się wciągu kolejnych 20 minut :) Pamiętam, że kiedy parłam, mówiłam do
Maluszka, żeby szedł w stronę światła ten jeden jedyny raz :D
Dziś
wiem, że mimo kontrowersji jakie wzbudza znieczulenie zewnątrz-oponowe i
różnych opinii jakie krążą na jego temat, przy kolejnym porodzie nie
będę się wahała i od razu zdecyduję na epidural. Nie ma sensu robić za
Matkę Polkę Cierpiącą :) Dlatego jeżeli macie możliwość skrócić swoje
cierpienia (jeżeli w waszym szpitalu podają epidural), nawet się nie
zastanawiajcie i skorzystajcie :)
Pozdrawiam,
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz