poniedziałek, 6 stycznia 2014

Pościg

***
W Polsce piękna, wręcz wiosenna pogoda (z tego co mi mama opowiadała), a u nas szaleje wiatrzysko, pada deszcz i jest ogólnie bardzo nieprzyjemnie. Z tego też powodu całe dnie spędzam z Maluchem w domu i z tego też powodu oboje już dostajemy do głowy :/ Dodatkowo Małemu chyba idą ząbki i ma masakryczny humor. Ciągle popłakuje, chodzi za mną i sam nie wie czego chce. Próbuje go zabawić,
zainteresować czymś, ale ten wszystko rzuca na bok i mi na kolana się pcha i cycusia przez bluzkę szuka. No bieda z tą pogodą, bo tak chociaż wspólne spacery z jego koleżanką poprawiają mu nastrój. Dziś zaplanowałyśmy z drugą mamą, że zabieramy dzieciaki na szaleństwa do małpiego gaju. Jest niedaleko, niedrogi, dzieci się wyszaleją z dwie godzinki, my razem z nimi :) Niestety na miejscu okazało się, że akurat w poniedziałki jest zamknięte. Szlag by to! Nie zastanawiając się długo pojechałam z synkiem na szybkie zakupy do centrum handlowego. Niby żadna to rozrywka, ale przynajmniej tam Maluch ma gdzie biegać, są autka-automaty, na których może pokręcić kierownicą i potrąbić. A i jeszcze są ruchome schody do jazdy w te i wewte oraz windy, które Mały uwielbia ze względu na przyciski, które namiętnie wciska (czasami przez to jeździmy przez to góra - dół, po kilka razy). Także nawet w centrum handlowym może być fajnie...
Dziś Maluch postanowił, że oprócz wyżej wymienionych "sklepowych rozrywek" zrobi mamie inną rozrywkę, pt.: "Goń mnie mamo po sklepie, bo właśnie ci uciekam"... albo jeszcze inną: "Nigdzie nie idę, leżę sobie teraz na środku sklepu i podziwiam sufit". Albo jeszcze inną: " Mamo! Zobacz jak szampony potrafią latać!" (i stałam później i układałam szampony z powrotem na półkę). Dziś synek pobił samego siebie, z bezczelnym uśmiechem na twarzy! Naprawdę dał popis możliwości, a ja wyszłam ze sklepu mokra jak szczur. Choć momentami ludzie patrzyli na mnie jak na ufoludka, że przecież dziecko leży na środku i go nie zbieram, nie krzyczę, nie szarpię, tylko się uśmiecham. Inni (rodzice) zatrzymywali się i pokazywali mojego synka swoim dzieciom i śmiali się razem ze mną (nie złośliwie). Taki etap. Ja to wiem i inni rodzice też to wiedzą. Chyba rozumieją, że czasami dziecko protestuje i nie chce iść, że siada nawet na środku alejki i się śmieje i macha mamie na pożegnanie, ale gdy ta tylko zniknie z pola widzenia zaczyna biec za nią. Ja tak robiłam. Nie szarpałam się z Maluchem, tylko udawałam, że się z nim żegnam i szłam dalej, w bezpieczną odległość, tak żeby on mnie już nie widział, ale ja miałam go cały czas na oku :) Czasami biegł w moją stronę, a czasami uciekał jeszcze dalej i wtedy zaczynał się mój pościg. Ale wiecie co, fajnie i zabawnie było. Mam tylko nauczkę, żeby następnym razem brać wózek, a nie koszyk, wtedy mogę zawsze Malca chociaż na chwilkę posadzić i zrobić spokojnie zakupy (dziś połowy rzeczy zapomniałam).

Teraz zastanawiam się nad kupnem o takich lub podobnych szelek. Koleżanka ma takie podobne i sprawdzają się w 100%. Dziecko ma możliwość spacerowania przed tobą, nie musisz trzymać dziecka za rękę (mój synek póki co lubi chodzić za rączkę, ale wiem, że z wiekiem to się zmienia i jest bunt), a jednocześnie masz dziecko blisko siebie i pod kontrolą. Dziś właśnie takich szelek mi brakowało :)


Niektórzy mogą się śmiać, że prowadzę dziecko na smyczy jak psa, ale tu nie ma niczego śmiesznego. Bezpieczeństwo malucha jest najważniejsze. A czy Wy macie podobne doświadczenia z dziećmi w sklepie? Może macie jakieś magiczne, sprawdzone sposoby na okiełznanie takiego małego wulkanu energii? 

Pozdrawiam, 

12 komentarzy:

  1. Ja zawsze biorę wózek i sadzam tam Bartka,bo inaczej zakupy kończą się bieganiną po sklepie między regałami w poszukiwaniu malucha.A ten spryciarz zwiewa co sił w nogach.
    I przeważnie daję Mu bułkę lub bakusia do ręki i jest chwila spokoju :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę! :) Rozgośćcie się, zapraszam! :)

      Usuń
  3. Szelek nie używaliśmy, ale gdyby nam Martynka nagminnie uciekała to na pewno byśmy wypróbowali :)) Mąż się właśnie śmieje że to wygląda jak dziecko na smyczy, no ale nie oszukujmy się przy uciekinierze to może uratować dziecku życie nawet!

    OdpowiedzUsuń
  4. nominowałam Cię : http://www.mama-kubusia.pl/2014/01/liebster-blog-award.html ! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Szelek nie używałam, widziałam raz kobietę co miała dziecko na szelkach i miotał nią syn jak jakiś bulterier dosłownie... Bardziej podoba mi się plecaczek z szelką - delikatniejszy, subtelniejszy, a funkcja ta sama.

    Co do zakupów, moja mała też chodzi sama, biega, dotyka, piszczy. Ale goniłam ją zaledwie kilka razy. Pomimo jej ruchliwości ogromnej, jakoś trzyma się mnie ;) Na zasadzie zabawy wszystko :) I właśnie tak samo jak Ty, czasami znikam jej z pola widzenia ;)
    Na zakupach w mniejszych marketach zabieram koszyk, w którym siedzi Em :) Wózek niestety odrzuciła u Nas już całkiem :/

    OdpowiedzUsuń
  6. Szelek nie używam, jakoś nie jestem przekonana i jeszcze nie ma potrzeby. Zazwyczaj udaje się dziecko okiełznać bułką, której się domaga od wejści. I wózek zakupowy niezbędny. Lub taki koszyk co to można ciągnąć. Nasza akurat lubi, a że to ją mocno spowalnia, więc ogarniamy ;) I proszę ją o pomoc - o wkładanie do koszyka. No i jednak unikam snucia się po galeriach - jedynie w stanach konieczności, czyt. większych zakupów.

    OdpowiedzUsuń
  7. akurat dziś rozmyślałam na ten temat w drodze do apteki ! :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Moja na szczęście raczej trzyma się blisko... Za to omówienie KAŻDEJ rzeczy na półce sklepowej mnie doprowadza do szewskiej pasji.
    A szelki? Do mnie nie przemawiają. Ale ja nie mam problemu uciekającego dziecka...

    OdpowiedzUsuń
  9. Cholerka, to jeszcze przede mną ale mam już zakupione szeleczki do nauki chodzenia - myślę, że przydadzą się również w takich sytuacjach :) Póki co mój młodzieniec nie lubi ani wózka, ani spacerów, ani jazdy samochodem..książe mi rośnie - trzeba nosić inaczej rozpierducha ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. My nie musieliśmy używać szelek. Powiedziałam raz małej, że ma dać rączkę bo rowery jadą po chodniku i mogą ją przewrócić i teraz ładnie idzie za rękę :)

    OdpowiedzUsuń
  11. ja zawsze uważałam takie 'szelki' za zbędne, ale nie raz żałowałam jak L. zaczęła chocia i uciekac, że jednak ich nie mamy ; P

    OdpowiedzUsuń