środa, 4 grudnia 2013

Gdyby pies potrafił mówić

***

Cześć! Jestem Axel i mam psią depresję ponarodzinową! - tak pewnie brzmiałyby jego słowa na wizycie u psiego psychologa ;)
Wszystko zmieniło się wraz z pojawieniem się tego Okruszka, jak to moja pani go nazywa. Kiedyś to ja byłem jej Okruszkiem, Futrzakiem, Kłapouchym, Pyszczkiem, Mordką,
Syneczkiem i jeszcze tysiące innych pieszczotliwych określeń.  Dziś jestem tylko Axel. Pan i pani kiedyś mnie często tulili (dziś pieszczą "zwierzaka"), drapali za uszkiem, razem oglądaliśmy filmy leżąc na jednej kanapie (dziś leżą z tamtym), pozwalali mi spać między nimi w łóżku (dziś to on śpi na moim miejscu), kupowali mi gumowe zabawki do gryzienia (dziś kupują zabawki tylko dla tamtego) i wszędzie mnie ze sobą zbierali (teraz siedzę w domu, oni jeżdżą z tamtym). Było mi tak dobrze. Dopóki w naszym domu nie pojawił się ten inny zwierzak, którego państwo nazywają "synkiem". Od tamtego nieszczęsnego dnia moje życie uległo diametralnej zmianie. Nagle musiałem spać na podłodze w niewygodnym i zimnym koszu! Mało tego! Nagle pan i pani przestali się mną interesować tak jak kiedyś. Nowy "zwierzak" nie dość, że ryczy po nocach i spać nam nie daje, to jeszcze osobistego karmienia sobie życzy!  A może tak z miski by się nauczył?! Próbowałem podstępem zwrócić na siebie uwagę moich właścicieli i zacząłem kuleć na jedną łapę, ale na moje nieszczęście zabrali mnie do weterynarza i kłamstwo wyszło na jaw. Próbowałem też strajku głodowego, ale po kilku głodnych dniach - złamałem się. Chcąc nie chcąc musiałem pogodzić się z faktem, iż w moim domu zamieszkał nowy zwierz.
Początkowo zwierz tylko jadł i spał. Pani tylko na mnie warczała kiedy zaczynałem szczekać na listonosza i krzyczała, że obudzę tamtego zwierzaka. Pewnej nocy pan wyeksmitował mnie też z moim koszem do innego pokoju, bo ponoć za głośno chrapałem i młode było niespokojne. Nie wiem. Nie słyszałem siebie to i się nie sprzeciwiałem.
Najgorsze jednak miało dopiero nadejść. Po kilku miesiącach, zwierz pojawił się na podłodze, niedaleko mojego legowiska. Już mi się to nie spodobało i czekałem na rozwój wydarzeń. Początkowo zwierz tylko leżał na swoim legowisku i poszczekiwał do właścicieli, i nie wiedzieć dlaczego, oni byli z tego powodu tacy szczęśliwi. Dziwne było te jego szczekanie, nic z niego nie rozumiałem, jakieś "gu gu", "gi gi"... Później jednak zwierzak zaczął zataczać szersze kręgi i wychodzić ze swojego legowiska. Najgorsze było to, że zawsze pełzał w moim kierunku i tylko mnie stresował. To jednak było jeszcze do opanowania, bo pan lub pani szybko stawali w mojej obronie i zabierali tego potworka z dala ode mnie.
  Dziś wiem dlaczego wtedy nie rozumiałem tamtego szczekania. To też człowiek! Tak jak moja pani i mój pan. Nadal twierdzę, że jest jakiś dziwny, bo przyczepił się do mnie jak rzep i nie daje mi spokoju. Po nocach mi się śnią te jego małe rączki, które ciągną mnie za uszy, albo te wstrętne paluszki, które wsadza mi do pyska.... oooo albo to, kiedy ja sobie smacznie śpię, a ten piszczy i krzyczy mi nad głową, włazi do mojego legowiska i bezczelnie się w nim kładzie. Dobrze, że pan założył kraty na schodach i mały człowiek nie może ich pokonać. Kiedy mam już serdecznie dość i chcę odpocząć, wystarczy jedno spojrzenie na moją panią i ona już wie, co ma robić ;)

Podwyższony stan gotowości. Mały człowiek się zbliżył na niebezpieczną odległość.

 Oj, jest bardzo niebezpiecznie.

 Gotowy? Do ucieczki! Start!

 Na razie poleżę na pierwszym schodku, może mnie nie zauważy.

 No i trzeba było uciekać na samą górę!

Hehe, tu mnie nie złapiesz mały człowieku! :P Idę spać.


Tak... ciekawe, jakby to było gdy mój pies zaczął gadać?! Pewnie nieźle by nam się oberwało i usłyszelibyśmy co nieco ;)

Pozdrawiam,

2 komentarze: