wtorek, 3 grudnia 2013

Milky Way – moja historia prawdziwa

***
To niesamowite, ale jestem dokładnie 13 miesięcy i 6 dni na swojej mlecznej drodze... Tyle czasu karmię mojego małego synka! Jestem z tego powodu bardzo dumna, ponieważ początki nie należały do najłatwiejszych (wiele z nas zapewne tak miało). Przez pierwszych kilkanaście godzin pokarm nie wypływał mi wcale lub tylko minimalnie (siara?). Maluch był głodny, a ja nie
potrafiłam dać mu pokarmu :( Zaczęłam się podłamywać, a to nie miało dobrego wpływu na laktację. Nigdy nie zapomnę ile napłakałam się mojej mamie w słuchawkę telefonu, ile jej się naużalałam, że tak bardzo pragnęłam karmienia naturalnego i prawdopodobnie wszystkie marzenia poszły na nic... Był to dla mnie straszny stres, ale dobrze, że chociaż mama zachowała zimną krew i przypomniała, czego nauczyły mnie położne podczas mojego pobytu w szpitalu na miesiąc przed porodem (trafiłam wtedy na patologię, gdyż miałam ostre zatrucie pokarmowe, byłam odwodniona i pojawiły się jakieś bakterie w moczu). Jako, że do szkoły rodzenia nie uczęszczaliśmy, skorzystałam z zaproszenia i poszłam na godzinny wykład połączony z praktyką nt. karmienia piersią. Na czym polegała ta praktyka? Na sali siedziały kobiety, które już urodziły i które trzymały swoje maleństwa w ramionach... ja byłam jedyną ciężarną ;) Kobiety te płakały, były spanikowane, często po prostu rozkładały ręce nad swoimi płaczącymi pociechami... To były młode, świeżo upieczone mamy, które nie potrafiły prawidłowo podać piersi i nakarmić swojego dziecka. Wtedy patrzyłam się na nie i współczułam, nawet popłakałam razem z nimi. Pielęgniarka pokazywała w jaki sposób mają przystawić dziecko i jak dziecko powinno prawidłowo chwycić brodawkę, pokazała jak trzymać dziecko do odbicia i jak pomóc maleństwu, kiedy ma kolkę. Tamta lekcja okazała się bardzo ważna i potrzebna również mi.
Kiedy urodził się mój synek i pierwszy raz przystawiono mi go do piersi, ten momentalnie zabrał się za ssanie. Panie położne były zdziwione, że ledwo co wyszedł z brzucha i już wiedział jak dobrać się do jedzonka ;) Wydawało mi się, że zaspokoił swój głód, bo tak słodko zasnął. Jednak w nocy nie było już tak kolorowo. Mały budził się z wrzaskiem i domagał się jedzenia. Przystawiałam go, ten ssał, ale za chwilę znów płakał. Zadzwoniłam po położną, opowiedziałam jej o moich obawach i ta (niechętnie) zgodziła się przynieść mi mleko w butelce. Jakże cudownie było spać kolejne cztery godziny przy najedzonym Maluszku... Wczesnym rankiem Mały znów się obudził głodny, a ja nadal nie miałam czym go nakarmić, oprócz mleka modyfikowanego. Wtedy ocknęłam się i podjęłam walkę o mój pokarm. I udało się! :) Wykład o tym, jak najszybciej i najłatwiej pobudzić laktację był mi bardzo pomocny.
Są trzy sposoby na pobudzenie wypływu mleka z piersi:
1. Ręką
2. Laktatorem ręcznym
3. Laktatorem elektrycznym
Ja zastosowałam się do tej pierwszej, jako że nie miałam jeszcze zakupionego laktatora. Tak to mniej więcej wyglądało i spędziłam nad tym ok 30 minut.

 źródło TUTAJ
Jaką ulgę poczułam, kiedy zobaczyłam pierwsze krople mleka... ucieszyłam się i wzruszyłam jednocześnie! Od razu przystawiłam Maluszka do cycka i tak już wisi mi na nim po dziś dzień ;)
To zdjęcie kiedy synek miał zaledwie trzy tygodnie.


Dziś wiem, że podjęłam dobrą decyzję. Najlepszą dla mojego dziecka. Wiem jednak, że nie każda z nas miała możliwość lub chęci do karmienia naturalnego. Nikogo nie oceniam, piszę tu tylko o sobie. Ku pamięci.

Pozdrawiam,

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz