***
To
niesamowite, ale jestem dokładnie 13 miesięcy i 6 dni na swojej
mlecznej drodze... Tyle czasu karmię mojego małego synka! Jestem z tego
powodu bardzo dumna, ponieważ początki nie należały do najłatwiejszych
(wiele z nas zapewne tak miało). Przez pierwszych kilkanaście godzin
pokarm nie wypływał mi wcale lub tylko minimalnie (siara?). Maluch był
głodny, a ja nie
potrafiłam dać mu pokarmu :( Zaczęłam się podłamywać, a
to nie miało dobrego wpływu na laktację. Nigdy nie zapomnę ile
napłakałam się mojej mamie w słuchawkę telefonu, ile jej się naużalałam,
że tak bardzo pragnęłam karmienia naturalnego i prawdopodobnie
wszystkie marzenia poszły na nic... Był to dla mnie straszny stres, ale
dobrze, że chociaż mama zachowała zimną krew i przypomniała, czego
nauczyły mnie położne podczas mojego pobytu w szpitalu na miesiąc przed
porodem (trafiłam wtedy na patologię, gdyż miałam ostre zatrucie
pokarmowe, byłam odwodniona i pojawiły się jakieś bakterie w moczu).
Jako, że do szkoły rodzenia nie uczęszczaliśmy, skorzystałam z
zaproszenia i poszłam na godzinny wykład połączony z praktyką nt.
karmienia piersią. Na czym polegała ta praktyka? Na sali siedziały
kobiety, które już urodziły i które trzymały swoje maleństwa w
ramionach... ja byłam jedyną ciężarną ;) Kobiety te płakały, były
spanikowane, często po prostu rozkładały ręce nad swoimi płaczącymi
pociechami... To były młode, świeżo upieczone mamy, które nie potrafiły
prawidłowo podać piersi i nakarmić swojego dziecka. Wtedy patrzyłam się
na nie i współczułam, nawet popłakałam razem z nimi. Pielęgniarka
pokazywała w jaki sposób mają przystawić dziecko i jak dziecko powinno
prawidłowo chwycić brodawkę, pokazała jak trzymać dziecko do odbicia i
jak pomóc maleństwu, kiedy ma kolkę. Tamta lekcja okazała się bardzo
ważna i potrzebna również mi.
Kiedy
urodził się mój synek i pierwszy raz przystawiono mi go do piersi, ten
momentalnie zabrał się za ssanie. Panie położne były zdziwione, że ledwo
co wyszedł z brzucha i już wiedział jak dobrać się do jedzonka ;)
Wydawało mi się, że zaspokoił swój głód, bo tak słodko zasnął. Jednak w
nocy nie było już tak kolorowo. Mały budził się z wrzaskiem i domagał
się jedzenia. Przystawiałam go, ten ssał, ale za chwilę znów płakał.
Zadzwoniłam po położną, opowiedziałam jej o moich obawach i ta
(niechętnie) zgodziła się przynieść mi mleko w butelce. Jakże cudownie
było spać kolejne cztery godziny przy najedzonym Maluszku... Wczesnym
rankiem Mały znów się obudził głodny, a ja nadal nie miałam czym go
nakarmić, oprócz mleka modyfikowanego. Wtedy ocknęłam się i podjęłam
walkę o mój pokarm. I udało się! :) Wykład o tym, jak najszybciej i
najłatwiej pobudzić laktację był mi bardzo pomocny.
Są trzy sposoby na pobudzenie wypływu mleka z piersi:
1. Ręką
2. Laktatorem ręcznym
3. Laktatorem elektrycznym
Ja
zastosowałam się do tej pierwszej, jako że nie miałam jeszcze
zakupionego laktatora. Tak to mniej więcej wyglądało i spędziłam nad tym
ok 30 minut.
źródło TUTAJ
Jaką
ulgę poczułam, kiedy zobaczyłam pierwsze krople mleka... ucieszyłam się
i wzruszyłam jednocześnie! Od razu przystawiłam Maluszka do cycka i tak
już wisi mi na nim po dziś dzień ;)
To zdjęcie kiedy synek miał zaledwie trzy tygodnie.
Dziś
wiem, że podjęłam dobrą decyzję. Najlepszą dla mojego dziecka. Wiem
jednak, że nie każda z nas miała możliwość lub chęci do karmienia
naturalnego. Nikogo nie oceniam, piszę tu tylko o sobie. Ku pamięci.
Pozdrawiam,
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz