***
Czy
można się zakochać we własnym dziecku? I nie mam tu na myśli takiego
zakochania, chemii jaka towarzyszy kobiecie i mężczyźnie. Mowa bardziej o
miłości rodzicielskiej. O tej, która rodzi się w sercach rodziców, w
momencie kiedy dziecko pojawia się na świecie. U mamy uczucia pojawiają
się kiedy nosi jeszcze dziecko pod sercem, ale facet (a przynajmniej
większość z nich) musi zobaczyć, dotknąć, przytulić, żeby uwierzyć ;)
Wzrokowiec. I nie twierdzę absolutnie, że mężczyzna nie kocha dziecka,
które jest jeszcze w brzuszku... Kocha, ale to dla niego jeszcze
abstrakcja. Dopiero, kiedy dziecko już jest w jego ramionach ta miłość
rozkwita.*
My
mamy, już tak mamy, że potrafimy się rozczulać nad naszym maleństwem.
Nie znam chyba mamy, która by nie szczebiotała, nie przytulała, nie
całowała i nie pieściła swojego dziecka. Dla każdej z nas nasze dziecko
jest najpiękniejsze, najcudowniejsze, najmądrzejsze, najukochańsze i
pewnie jeszcze wiele naj mogłabym wypisać.
Mówię
szczerze. Jestem zakochana w moim synku i to po same uszy. Ale on sam
sobie temu winny ;) No bo jak nie być zakochanym w tym słodkim uśmiechu,
w tych niewinnych oczkach, w tych malutkich rączkach, w tym
pulchniutkim brzuszku, w tych nóżkach co paróweczki przypominają i w
tych stópkach co tak rozczulają? No jak?
Albo, jak serce ma nie bić mocniej, kiedy Maluch tuli się do piersi bo zatęsknił, kiedy woła "mama"
gdy wyjdzie się do innego pokoju, kiedy daje buziaka lub kiedy
zapłakany (bo się wywrócił) wtula się w ramiona i żali się w tym swoim
języku.
Ach,
ile razy mam chęć wycałować te malutkie usteczka. Ile razy mam ochotę
zjeść te wszystkie słodziutkie paluszki... schrupać... Kocham! Kocham
nad życie! :)
Pozdrawiam,
* wyczytałam takie nowinki w mądrych czasopismach rodzicielskich, więc powtarzam ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz