***
Co nam dała zmiana czasu? Czy udało nam się pospać tą jedną godzinę dłużej?
Oczywiście, że nie!!! :)
Był taki plan… mój i męża, aby przeciągnąć
Malucha w sobotę wieczorem jak najdłużej, żeby w niedzielę pospał do 9
na przykład (on by myślał, że śpi do 8). Gdyby udało się do 10, to nie
mielibyśmy mu tego za złe ;)
Plan był zacny, ale zaraz po kąpieli wiedzieliśmy już, że legnie w
gruzach. Pierwsze sygnały pojawiły się już w wannie… Cieknący nosek,
suche i powiększone usta, szklane oczy oraz marudzenie w wodzie, którą
przecież Maluch uwielbia… Udało mi się uśpić Brzdąca, ale dopiero po 40
minutach zaczęła się prawdziwa „imprezka”. Płacz, darcie się, wicie się w
moich ramionach, niechęć do piersi. Na leżąco – źle, na półsiedząco
jeszcze gorzej, noszenie na rękach – trochę lepiej… nie sposób dogodzić.
A jeszcze na domiar złego matka z fridą w rękach przy nosie próbowała
majstrować i krople do nosa wpsikiwała. To już całkowicie rozbudziło
Malucha. I co tu robić? Razem z tatusiem wymyślaliśmy sposoby, by jakoś
wywołać uśmiech na buźce synka. Ostatecznie zadziałały dopiero
zapuszczone w komórce filmiki z Maluchem w roli głównej z czasów kiedy
jeszcze sobie tylko leżał i gaworzył. Ale było śmiechu. Mały zrelaksował
się przy tym i zapomniał o zatkanym nosku. Trwało to chwilę, tak do
2.30 w nocy :/ Zasnął, ale spał bardzo niespokojnie. Co jakiś czas
przebudzał się i pojękiwał przez sen mówiąc „ałłłła”. I wiecie
co jest najśmieszniejsze? Kiedy tak leżałam i słyszałam ciężki oddech
Maluszka, modliłam się, żeby był już ranek, żebyśmy mogli zejść do
salonu i zacząć się bawić. Nie pospałam za długo zeszłej nocy. Już o 7
mój mały Glutek bawił się na swoim domowym placu zabaw, a my z mężem
spełnialiśmy każdą jego zachciankę.
A Wam udało się wykorzystać okazję i pospać o tą jedną – cenną dla chyba każdego rodzica – godzinę?
Pozdrawiam,
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz