poniedziałek, 3 marca 2014

Rączek to ja sobie nie pobrudzę...

***
Śmiejemy się z mężem, że trafił nam się wyjątkowy "brzydliwy" osobnik. I nie mam tu na myśli wyglądu naszego synka, bo oczywiście jest on dla nas najpiękniejszy na świecie ;) Chodzi mi o jego reakcje na kontakt z innymi rzeczami, a zwłaszcza z jedzeniem.

Pierwsze objawy brzydliwości zauważyłam już podczas prób wprowadzania posiłków metodą BLW. Za żadne skarby nie dał się przekonać, że jedzenie rączkami, grzebanie w talerzu czy nawet rozrzucanie posiłku po kuchni może być frajdą. Owszem kilka razy zdarzyło się, że wziął marchewkę lub ziemniaczka do rączki i nawet nakarmił się nimi, ale to tylko epizody. Ja wtedy cieszyłam się jak głupia, że nareszcie się przekonał, że udało się z BLW i wtedy mijał tydzień, a wraz z nim dziecko me na widok jedzenia zaczynało płakać i pokazywać, że ja mam dać. OK, wtedy tłumaczyłam sobie, że może jeszcze za mały, że nie kuma o co chodzi, ząbków miał zaledwie cztery. Może to było zniechęcające. Miesiące mijały, ja nie naciskałam i gotowałam dla synka zupki-kremy. 

Teraz jednak Maluch już nie taki mały i pomyślałam, że może czas i pora by zaczął jadać bardziej samodzielnie. Choć nie wyrywa mi łyżeczki czy widelca bo chce sam... to sama go do tego namawiam. Na przykład gotuję makaron z sosem a la bolognese i wkładam widelec w rączkę. Niech je! Ok, jeszcze widelcem można się pobawić i coś tam do buźki wsadzić, ale łyżeczka odpada. Mama ma karmić i koniec. A wiecie dlaczego? Bo łyżeczką można się łatwiej pobrudzić :) A to coś spadnie na ubranko albo na rączkę i jeszcze się pobrudzi. A to na stoliczek coś chlapnie.... feeee Mały tego nie zniósłby za nic w świecie ;) Od razu krzywi się i brzydzi, i rączkami wymachuje pokazując na chusteczki. Do póki brud jest na nim lub na stoliczku, nie ma mowy o jedzeniu. Mama lub tata muszą najpierw wyczyścić :) 

W niedzielę mieliśmy zabawny poranek. Ugrzałam ulubioną parówkę synka i podałam ją do rączki. Jakoś nie zwróciłam uwagi czy spodobało mu się to czy nie i wróciłam do szykowania śniadania. Mąż przygotowywał poranną kawkę, ja smarowałam bułki, gdy nagle rozległ się krzyk i coś pofrunęło w moją stronę. Tak, to była parówka. Mina synka - bezcenna. Coś pomiędzy zdziwieniem (jak ja mogłam w ogóle to zrobić) a totalnym zniesmaczeniem. Musiałam pokroić parówkę w paseczki, wręczyć widelec i dopiero był zadowolony. Czysto i bez brudzenia rąk :)

Ciekawy przypadek, prawda? Czy Wy także spotkaliście się z podobnym zachowaniem dziecka? Ciekawi mnie, czy to minie czy już tak zostanie? A może to dziedziczne? Dziadek mojego męża należał podobno do osób, które po jedzeniu ręce myją albo po dotknięciu klamki w kuchni... Może nasz Malutki ma to po nim :)

Pozdrawiam,



8 komentarzy:

  1. Ale się ubawiłam z tego twojego czyścioszka :)

    OdpowiedzUsuń
  2. no ładnie :)
    o takim dziecku to nie słyszałam u mnie jest wręcz odwrotnie brudzenmie jest najlepsze na świecie a mycie rączek jest fee

    OdpowiedzUsuń
  3. U mnie odwrotnie a wyrywanie łyżeczki/widelca bo on sam. No i wszystko brudne jest. Ale wyciera ładnie chusteczką po sobie (wow)

    OdpowiedzUsuń
  4. O takim czyściochu nie słyszałam :) Nitek woli sam brać do rączki i pakować jedzenie do buzi, a wzbrania się gdy ja próbuję go nakarmić 'z ręki'. Lubi zbadać, po dotykać, popatrzeć jak ściśnięte przecieka między paluszkami ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Haha ciekawy :) Ale ciesz się, że takiego czyściocha macie :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Mojej koleżanki synek ma podobnie, mały pedancik Ci rośnie hi hi :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Odpowiedzi
    1. Cały czas jesteśmy Elu, czytamy, ale sami nie piszemy... same nudy u nas :)

      Usuń