***
Każda
kobieta już będąc w ciąży planuje, w jaki sposób będzie karmić swoje
maleństwo. Ja wiedziałam, że w naszym przypadku, będzie to pierś.
Naturalnie. Oczywiście, gdybym miała z tym problemy, to przeszłabym na
butelkę i byłoby po sprawie. Nikogo nie oceniam, każda matka robi jak
chce, karmi jak chce. Naczytałam się sporo o zaletach karmienia piersią.
Tych zdrowotnych, ekonomicznych, społecznych i
psychologicznych. Same
superlatywy. To mnie tylko utwierdziło w moim postanowieniu. Wszyscy
dookoła (rodzina, znajomi) pochwalili taką decyzję. Minął pierwszy
miesiąc, drugi, trzeci, szósty... Ja nadal karmię naturalnie (choć
jadłospis Maluszka rozszerzyłam już o nowe smaki) przez większość dnia i
całą noc, na żądanie. Mały pięknie przybiera na wadze, jest zdrowy i
silny, rozwija się podręcznikowo. Ten fakt cieszy wszystkich. Gorzej,
kiedy pytają, co on je, że tak ładnie rośnie. I tu zaczynają się
schody...
Ten temat chodził za mną już od kilku dni. Jestem nabuzowana i wkurzona, muszę się wygadać!!!
- "Nadal karmisz piersią?" - ktoś mnie zapytał
- "Ja już po trzech miesiącach przeszłam na butelkę" - kontynuowała ta osoba
-
"Nie masz czasu dla siebie, jesteś uwiązana i uzależniona od dziecka". A
jak powiedziałam, że planuję karmić do roku lub troszkę dłużej: "Oooo,
ja bym tak długo na Twoim miejscu nie karmiła, bo to będzie tylko rok
wycięty z życiorysu, cycki Ci opadną, zero czasu dla siebie, nawet na
zakupy nie można wyjść spokojnie !" - to słowa koleżanki, też Matki!!!
Zagotowało się we mnie, ale nie będę się kłócić.
Jednak
te słowa cały czas siedzą w mojej głowie. Zwłaszcza, że nie ona
pierwsza, "sugeruje" porzucenie piersi na rzecz butelki. Nagle wszystkim
przestaje się podobać, że karmię w ten sposób. I wszyscy są tacy
wszechwiedzący i dają dobre rady. Nie potrafią zrozumieć, że mi nie
przeszkadza wstawanie w nocy na karmienie, że nie tęsknię za imprezami,
że nadal mogę dbać o siebie i o swoje ciało, nie rezygnując z karmienia
piersią. Mam też czas na zakupy (Maluch jedzie ze mną albo zostaje z
tatą). I, że wcale nie uważam, żeby to był czas stracony... To czas mój i
mojego dziecka, tylko nasz i dla nas. Uwielbiam te chwile, kiedy synek
sobie je, a przy tym sapie, mruczy, uśmiecha się, trzyma rączkę na
piersi, a drugą ręką łapie za oponkę na plecach ;). Nie potrafię
zrozumieć, dlaczego teraz każdy patrzy na mnie krzywym okiem, jakbym
robiła krzywdę dziecku lub sobie. Przecież macierzyństwo to również
pewne poświęcenie. Bardzo długo czekałam na mojego Maluszka i jeśli
karmienie piersią faktycznie jest poświęceniem, to mi się to podoba! Nie
mam zamiaru patrzeć na innych, robię, co dyktuje mi serce. Musiałam
jednak coś napisać, bo pewnie i wy kochane Czytelniczki, miałyście
okazje usłyszeć coś na ten temat. A może ktoś był niezadowolony, kiedy
karmiłyście w miejscu publicznym? Mi się to jeszcze nie przydarzyło,
tylko czekam... bo ripostę mam już gotową! :)
Pozdrawiam,
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz