***
Jesteśmy na wakacjach u dziadków, ale moje
obowiązki związane z dzieckiem wcale się nie zmniejszyły. Nie mówię tu o
zabawach, spacerach i innych rozrywkach, tylko o karmieniu,
przewijaniu, pielęgnowaniu, kąpaniu, itd. Taką mam umowę z rodzinką i
taki obrót wydarzeń mi pasuje. Wszyscy zabawiają synka, ja również, tyle
że z mniejszą intensywnością. Lubię patrzeć
na roześmianą i radosną
buźkę Malucha, który bawi się z domownikami, popijając w tym czasie
kawkę z pysznym ciastkiem. Jest to dla mnie czas bezcenny, spokojny i
kojący. Odpoczywam wtedy, mimo że ciągle przebywam w tym całym zgiełku i
hałasie towarzyszącym zabawie :) Odpoczywam psychicznie i fizycznie. I o ile psychicznie wszystko (chyba, hehe ;)
) ze mną dobrze, tak fizycznie – zaczynam wymiękać :/ Synek rośnie nam
jak na drożdżach, przybiera na wadze w zastraszającym tempie… nie
potrafi jeszcze samodzielnie się poruszać i wymaga ciągłego noszenia,
podnoszenia, dźwigania… Moje ciało nie ma już na to sił. Powoli zaczyna
protestować i buntować się. Najbardziej cierpi mój kręgosłup.
A to było tak:
Będąc w ciąży towarzyszyły mi różne
dolegliwości związane z tym stanem, ale nie narzekałam zbytnio, ponieważ
wiedziałam, że prędzej czy później – ustaną. Jednak bóle pleców (wtedy
najbardziej odczuwalny był odcinek lędźwiowy) nie ustąpiły do samego
końca. Proste czynności typu siedzenie przy biurku w pracy, wyjście na
spacer z psem czy nawet ugotowanie obiadu – zawsze kończyły się obolałym
kręgosłupem i moimi narzekaniami ;)
Wtedy szukałam jakiegoś prostego rozwiązania w sieci. Wygooglowałam
wówczas, że dobrym rozwiązaniem tej częstej przypadłości u kobiet w
ciąży jest delikatny i relaksujący masaż. Na witrynie internetowej www.mamazone.pl znalazłam bardzo pomocne video TUTAJ nt.
prostego masażu ciężarnej. Pokazałam filmik instruktażowy mężowi i od
tamtego dnia, każdego wieczoru mąż (chciał czy nie chciał) wykonywał mi
takie masowanko :D
Naprawdę czułam wtedy ulgę, dlatego polecam i zachęcam wykorzystać od
czasu do czasu rączki przyszłego lub obecnego tatusia do takich
czynności ;P
Po urodzeniu Malucha (a był malutki, bo
zaledwie 2760g) szybko zapomniałam o moich wcześniejszych
dolegliwościach. Plecy przestały mnie boleć, a jeśli już, to np. w
wyniku długotrwałego siedzenia w jednej pozycji (np. kiedy maluszek
postanowił pospać sobie przy cycusiu z dwie godziny). Ktoś mi kiedyś
powiedział, że kręgosłup mamy przystosowuje się do ciężaru dziecka wraz z
jego wiekiem (mam nadzieje, że dobrze to napisałam ?!). Faktycznie tak
było na początku. Podnosiłam, nosiłam, tuliłam synka na rękach i jakoś
nie odbijało się to na moich plecach. Pomyślałam, że faktycznie się
sprawdziło… aż do momentu, kiedy mój okruszek osiągnął magiczne 10 kg,
miał wtedy 8 miesięcy i ubranka rozmiar 74. Ciężej było go podnieść,
ciężej było go nosić, lulać na rękach… Jeszcze ciężej jest dziś, gdy
waży ok. 13kg. Mój kręgosłup nie wytrzymuje, boli mnie częściej i
częściej domaga się masowania, rozgrzania… zwał jak zwał… domaga się
relaksu, odciążenia i świętego spokoju. Maluch do tego jest bezlitosny
przy swojej upartości i olbrzymiej potrzebie chodzenia za rękę. Pozycja
półschylona nie sprzyja moim plecom, tak samo jak wchodzenie z synkiem
po schodach, kąpanie w wannie czy podnoszenie z podłogi. Mama potrzebuje
masażu tu i teraz! Ale nie takiego domowego. Potrzebuję takiego z
prawdziwego zdarzenia. U specjalisty lub w SPA :)
Marzą mi się ciarki na skórze wywołane delikatnym masowaniem i
rozluźnione mięśnie po intensywnym masażu. Cudownie by było wyjść z
takiego zabiegu jak nowo narodzona… Hmmm, chyba muszę pogrzebać w
internecie za ofertami w mojej okolicy :) Pytanie tylko, czy będę potrafiła całkowicie się zrelaksować, wiedząc, że Maluch jest gdzieś tam, beze mnie?! ;) Achhhh, dylematy matki! Precz!
A Wy drodzy Czytelnicy, czy macie jakieś
sprawdzone sposoby na obolałe plecy, mięśnie lub ciało po całym,
intensywnym dniu z dzieckiem?
Pozdrawiam,
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz