***
Mężatką
jestem od kilku lat i od kiedy tylko pamiętam, czyli od pierwszego dnia
ślubu, każdy zadawał nam jedno pytanie: "Kiedy dziecko? Już czas i
pora, jesteście po ślubie... ble, ble, ble". Nie ukrywam, że strasznie
mnie (nas) to męczyło. Na początku staraliśmy się tłumaczyć, później
robiliśmy już tylko ładną minkę i odpowiadaliśmy, że jak przyjdzie czas
to będzie i
dzidziuś. Nie informowaliśmy każdego, że staramy się już od początku, od dnia ślubu i nic nam nie wychodzi. Nie mówiliśmy też, że odwiedziliśmy kilku lekarzy w Polsce i za granicą, z nadzieją, że ktoś nam powie, dlaczego nie możemy zajść w ciążę. To było frustrujące. Tyle lat starań i nic :( Co miesiąc - kolejne rozczarowanie. Przyszedł nawet moment, że zdecydowaliśmy się na zabieg in vitro. Byliśmy po pierwszej wizycie w klinice, ustaliliśmy termin zabiegu na październik... A tu niespodzianka. Okres się spóźniał już 3 tydzień, ale nie nastawialiśmy się zbytnio. Owszem, użyliśmy testów owulacyjnych, ale to niemożliwe, żeby za pierwszym razem się udało! A jednak. Dzień po wizycie w klinice in vitro, zrobiłam test ciążowy i okazało się, że jestem w ciąży. Lekarz potwierdził 5 tydzień. Nasza radość sięgała zenitu, udało sie i mogliśmy pochwalić się wszystkim, że nareszcie będziemy rodzicami. Tak też zrobiliśmy. Może za szybko, może niepotrzebnie, bo straciliśmy nasze Maleństwo w 9 tc. Na naszych wakacjach, co jeszcze bardziej spotęgowało poczucie żalu, bezsilności i rozpaczy. Dziś już jestem w stanie o tym mówić, pogodziłam się z tym, ale wtedy nic nie miało dla mnie sensu, życie straciło barwy.Jednak wiedzieliśmy, że jeśli raz się udało, to i drugi raz musi się udać. Nie poddaliśmy się!
dzidziuś. Nie informowaliśmy każdego, że staramy się już od początku, od dnia ślubu i nic nam nie wychodzi. Nie mówiliśmy też, że odwiedziliśmy kilku lekarzy w Polsce i za granicą, z nadzieją, że ktoś nam powie, dlaczego nie możemy zajść w ciążę. To było frustrujące. Tyle lat starań i nic :( Co miesiąc - kolejne rozczarowanie. Przyszedł nawet moment, że zdecydowaliśmy się na zabieg in vitro. Byliśmy po pierwszej wizycie w klinice, ustaliliśmy termin zabiegu na październik... A tu niespodzianka. Okres się spóźniał już 3 tydzień, ale nie nastawialiśmy się zbytnio. Owszem, użyliśmy testów owulacyjnych, ale to niemożliwe, żeby za pierwszym razem się udało! A jednak. Dzień po wizycie w klinice in vitro, zrobiłam test ciążowy i okazało się, że jestem w ciąży. Lekarz potwierdził 5 tydzień. Nasza radość sięgała zenitu, udało sie i mogliśmy pochwalić się wszystkim, że nareszcie będziemy rodzicami. Tak też zrobiliśmy. Może za szybko, może niepotrzebnie, bo straciliśmy nasze Maleństwo w 9 tc. Na naszych wakacjach, co jeszcze bardziej spotęgowało poczucie żalu, bezsilności i rozpaczy. Dziś już jestem w stanie o tym mówić, pogodziłam się z tym, ale wtedy nic nie miało dla mnie sensu, życie straciło barwy.Jednak wiedzieliśmy, że jeśli raz się udało, to i drugi raz musi się udać. Nie poddaliśmy się!
Po
trzech miesiącach i stosowaniu testów owulacyjnych, znów okres się nie
pojawił. Nadzieje się pojawiły, ale baliśmy się sprawdzić czy nasze
przypuszczenia są uzasadnione. Odczekaliśmy kolejny tydzień. Był
"plusik" :) Wspaniały, ogromny plusik. Tym razem byliśmy bardziej
powściągliwi i naszym szczęściem podzieliliśmy się tylko z rodzicami i z
nowinami odczekaliśmy bezpieczny czas. W czerwcu, po wspaniałych, choć
niełatwych i momentami strachliwych, dziewięciu miesiącach przyszedł na
świat nasz synek. Tym razem nam się udało i okazało się, że nie
potrzebujemy żadnego in vitro. Dziś staram się wspierać moje inne
koleżanki, które próbują zajść w ciążę bezskutecznie. Ważne by się nie
poddawać w staraniach, by mieć nadzieje i marzenia, a w końcu się uda :)
Wszystkim starającym się, życzę powodzenia ( sobie również, bo
pragniemy aby nasza rodzinka powiększyła się o jeszcze jednego malucha )
!!!!!!!
Pozdrawiam,
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz