niedziela, 1 grudnia 2013

O sztuce zajścia w ciążę

***
Wspomniałam, już w swoim pierwszym wpisie, że bardzo długo staraliśmy się o dzidziusia. Zajęło nam to praktycznie 3 lata. Robiliśmy wszystkie możliwe badania (moje i męża), odwiedziliśmy lekarzy w Polsce i Niemczech, ale nikt nie potrafił nam jasno i wyraźnie powiedzieć, dlaczego nie możemy zajść w ciążę, przeciwnie - każdy lekarz, nie widział przeszkód do poczęcia dziecka. W pewnym momencie zapomnieliśmy
już o przyjemności ze zbliżenia, to stało się już automatycznym "robieniem dziecka". To było dla nas obojga bardzo frustrujące i smutne.
O TESTACH OWULACYJNYCH słyszałam bardzo dawno temu. Jednak przez cały ten okres starań nawet nie przyszło mi do głowy, żeby po nie sięgnąć. I to był błąd! Ten tekst skierowany jest do kobiet, o mniej lub bardziej regularnych miesiączkach, które znają swoje ciało, i które planują ciążę!

Jesteśmy płodne tylko przez 4% swojego życia. Jest to moment owulacji (jajeczkowania), kiedy to komórka jajowa uwalniana jest do jajowodu. Na 24-36 godzin przed tym stanem, znacznie wzrasta stężenie hormonu luteinizującego LH i właśnie test owulacyjny ma zadanie wykryć w moczu ten hormon. Test najlepiej jest wykonywać po południu lub wieczorem (a nie, jak test ciążowy, z rana), wówczas wynik jest najbardziej miarodajny. Aby jednak wykonać test prawidłowo, trzeba dokładnie podążać za instrukcją podaną przez producenta. My korzystaliśmy z elektronicznych testów owulacyjnych. Producent zalecał, aby testy wykonywać już od 10. dnia nowego cyklu, aż do uzyskania pożądanego wyniku. To znaczy, codziennie o tej samej porze, specjalną końcówkę absorbującą trzeba było zamoczyć na kilkanaście sekund w moczu, odczekać 3 minuty i na małym elektronicznym wyświetlaczu pojawiało się albo puste kółko (oznaczało to brak hormonu) lub kółko z uśmiechniętą buźką (wtedy trzeba zabierać się do roboty ;), bo właśnie hormon LH osiągnął najwyższe stężenie). Były to testy firmy Clearblue (zdjęcie poniżej) i pokazują one dwa dni cyklu, w których są największe szanse na zajście w ciążę.
Na rynku dostępne są również testy paskowe. Zwykle najtańsze spośród testów owulacyjnych. Działanie jest bardzo podobne, tzn. pasek absorbujący wkłada się do sterylnego pojemnika z moczem i czeka na wynik (zazwyczaj w postaci kolorowej kreski). Wadą tych testów są jednak brak dokładności i trudność w rozróżnianiu odcieni pasków (czasami zastanawiałam się, czy tym razem pasek jest już bardziej niebieski od wczorajszego czy nie).
Kolejne, testy płytkowe - mają podobną zasadę działania co testy ciążowe. Dają szybki wynik, są łatwe i higieniczne w użyciu. Mocz nabiera się do specjalnej pipetki, aby odmierzyć odpowiednią jego ilość, a wynik (w postaci jednej tj. negatywny lub dwóch kresek tj. pozytywny) znamy już po ok. 3-5 minutach.
Nowością jest urządzenie zwane: mikroskop owulacyjny. Pozwala on na obserwację śliny, którą nanosimy na szklaną płytkę i pozostawiamy do całkowitego wyschnięcia. W przypadku dni płodnych przez soczewkę mikroskopu możemy zaobserwować wzory, jakie tworzą kryształki. W przypadku dni niepłodnych tworzą się niewielkie, nieregularne skupiska kryształków.
Test najlepiej przeprowadzić tuż po przebudzeniu, gdyż pożywienie, a nawet mycie zębów może mieć wpływ na wynik.* Nie potrafię powiedzieć o jego wadach lub zaletach, gdyż nie używałam tego urządzenia. Łatwość jego zastosowania, kusi mnie jednak do zakupienia i wypróbowania :) Dużym plusem jest fakt, że mimo wysokiej ceny, mikroskopu można używać codziennie, nawet przez 3 lata.
 
Testy owulacyjne to nadzieja wielu par starających się o dzidziusia. Nie twierdzę, że pomoże każdemu... Ale w naszym przypadku zdał egzamin dwa razy i wiemy, że przy staraniach o kolejne dziecko, na pewno skorzystamy z tej metody. Poleciłam test trzem koleżankom i każda zaszła w ciążę za pierwszym razem po zastosowaniu testu, to chyba mogę śmiało powiedzieć, że to naprawdę działa!!! A dlaczego zatytułowałam dzisiejszy post "O sztuce zajścia w ciążę"? Bo dla par, które mają z tym problem, starania o dziecko stają się w pewnym momencie sztuką, nie lada wyczynem...

Pozdrawiam,



* Źródło: www.parenting.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz