***
Chwilkę nas nie było, ale już szczęśliwie wróciliśmy do domku oraz do Was :) A bardzo tęskniłam za Wami, drodzy Czytelnicy! Chyba się uzależniłam od blogosfery ;)
Ostatni tydzień spędziliśmy u dziadków,
tzn. u rodziców mojego męża na Śląsku. Nawet nie spodziewaliśmy się, że
dopisze nam taka piękna i słoneczna pogoda. Dużo czasu spędziliśmy
na
spacerkach, na zabawach z piłką na podwórku, szaleństwach w rudych
liściach w parku, ale także mieliśmy okazję świętować kolejne urodziny
tatuśka ;) To był cel naszej wycieczki, ale jak się domyślacie, to Maluch grał pierwsze skrzypce (nawet podczas imprezy urodzinowej taty ;) ) i w zasadzie wszystko kręciło się wokół niego.
Dziadkowie zadbali już o to, by Szkrabek
się u nich nie nudził i zorganizowali w swoim salonie mały placyk zabaw
dla swojego wnusia.
O taki:
… a na sam koniec było już istne
szaleństwo: wskakiwanie do basenu z rozpędu, nurkowanie i rozsypywanie
piłeczek po całym pokoju :)
W niedzielę postanowiliśmy wybrać się do
Gliwic do palmiarni. Słoneczko tak pięknie świeciło, że najpierw
pospacerowaliśmy sobie po parku i pobuszowaliśmy w liściach.
Początkowo Maluch był marudny i śpiący, jednak szaleństwa i obsypywanie liśćmi tak go rozbawiły, że o drzemce szybko zapomniał.
Atrakcji napotkaliśmy wiele, jednak przy tak ożywionym i ciekawskim Szkrabie ciężko uchwycić moment. Tu akurat Maluch zainteresował się tą gadziną…
Na koniec pokazaliśmy synkowi rybki.
Na koniec wypiliśmy kawkę w kawiarence, a synek po takiej dawce wrażeń padł i spał kolejne trzy godziny :)
Początkowo Maluch był marudny i śpiący, jednak szaleństwa i obsypywanie liśćmi tak go rozbawiły, że o drzemce szybko zapomniał.
W gliwickiej palmiarni również było
bardzo interesująco. Już za pierwszymi drzwiami Maluszka zaciekawiła
klatka ze świnką morską, która popiskiwała (kwiczała?), podskakiwała
biegając i popisując się przed małym obserwatorem. Ale było przy tym
śmiechu! Później ciężko było odejść od klatki, bo Mały płakał, że chce z
powrotem do świnki :) Niestety nie mamy zdjęcia z tego „spotkania”.
Atrakcji napotkaliśmy wiele, jednak przy tak ożywionym i ciekawskim Szkrabie ciężko uchwycić moment. Tu akurat Maluch zainteresował się tą gadziną…
Na koniec pokazaliśmy synkowi rybki.
Na koniec wypiliśmy kawkę w kawiarence, a synek po takiej dawce wrażeń padł i spał kolejne trzy godziny :)
Jak to zawsze bywa, wszystko co dobre,
szybko się kończy. We wtorek wracaliśmy nocnym lotem do Irlandii. Bardzo
się bałam tej podróży, ponieważ raz już leciałam z synkiem w takich
późnych godzinach i dał mi (i innym pasażerom) wtedy popalić. Tym razem
Maluch tylko troszkę płakał ze zmęczenia na początku, ale w końcu udało
mi się go uśpić i grzecznie przespał resztę lotu.
Wróciliśmy do naszej rzeczywistości z nowymi doświadczeniami i wspaniałymi wspomnieniami…
Pozdrawiam,
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz