niedziela, 1 grudnia 2013

Papu słoiczkowe

***
Czy przy wyborze produktu dla Waszego dziecka, czytacie etykiety? Do tej pory, czytałam pobieżnie skład, nigdy nie sprawdzałam np. kaloryczności, ilości białka, tłuszczu czy witamin. A okazuje się,że to bardzo ważne!

Przyznam się bez bicia, że miewam dni, kiedy leń mnie taki cholerny łapie, że zamiast sama ugotować coś dla swojego dziecka, idę na łatwiznę i serwuję tzw. danie ze słoiczka. Czasami nie gotuję, zniechęcona kolejną porażką... Po prostu synek nie chce nawet spróbować tego, co dla niego przygotuję, a ze słoiczka je chętnie! Jednak po przeczytaniu artykułu, który poleciła Hafija na swojej facebook'owej stronie - TUTAJ - trochę obleciał mnie strach.
Autorka tekstu, jako pierwsze pod lupę wzięła skład dania ze słoiczka. Twierdzi ona, że producent w celu obniżenia kosztów produkcji, nadania produktowi objętości i wagi, dodaje - do przetworzonych warzyw lub owoców - wodę oraz tak zwane  zagęszczacze (w postaci kleiku ryżowego, mączki kukurydzianej, kaszki jaglanej i pszenicy rafinowanej). Sam proces rafinowania wymienionych zbóż, pozbawia je witamin, białka i błonnika. Co więcej, zagęszczacze te przyczyniają się do wczesnej próchnicy zębów u dzieci, ponieważ tworząc kleistą papkę, osadzają się na nich. Inny problem to gluten zawarty w niektórych z wymienionych zagęszczaczy. Jest on potencjalnym alergenem i może przyczynić się np. do celiakii (schorzenie polegające na występowaniu zaburzeń trawienia i wchłaniania jelitowego związanych z nietolerancją glutenu zawartego w zbożach*). Nie można się nie zgodzić. Mama gotująca dla swojej pociechy raczej stara się aby wszystko było naturalne, ekologiczne i zdrowe. Nie oszczędza na produktach, ich jakości i ilości. Pilnuje, aby dieta maluszka była kompletna i zbilansowana :)
Jedzenie śmieciowe - to kolejny zarzut autorki. Odważna z niej kobietka, bo twierdzi (na podstawie najnowszych badań) iż dania słoiczkowe pozbawione są praktycznie wszystkich środków odżywczych. Produkty tych najbardziej popularnych marek, zawierają zbyt małą, rekomendowaną, ilość wapnia, magnezu, cynku, żelaza, selenu i innych ważnych minerałów. Oznacza to, że jeśli dziecko spożywa danie z dodatkiem mięsa z jednego słoiczka, jedno danie słoiczkowe z samych warzyw oraz wypija 600ml mleka modyfikowanego, to nadal dostarczanych jest zbyt mało wyżej wymienionych składników (wartość mniejsza niż 20% dziennego zapotrzebowania). Autorka śmie zatem twierdzić, że karmienie dziecka w taki sposób pozbawia je kluczowych do prawidłowego rozwoju i wzrostu, składników oraz odporności przeciwko chorobom.
- Boże, zaczynam czuć się złą matką :/ !!! Bowiem dziewczyna w swoim artykule uważa, że rodzic karmiący dziecko papką ze słoiczka to taki rodzic, który równie dobrze mógłby nakarmić swoją pociechę cheeseburgerem :/ Nieee, no to chyba już przesada... Sama stronię od fast food'ów i nie mam zamiaru serwować tego "jedzenia" mojemu dziecku!
Następnym problemem, na którym skupiła się autorka (i to mnie zaciekawiło), była długa data przydatności danego produktu słoiczkowego. Jedzenie ugotowane na śmierć! - już tłumaczę o co jej chodziło :) Odpowiedź tkwi w sposobie przygotowywania dań słoiczkowych. Według niej wszystkie produkty muszą być przygotowywane w bardzo wysokiej temperaturze, przez długi czas w celu zabicia złych bakterii i pleśni. Niestety w procesie tym giną także naturalnie występujące i przyjazne bakterie czy mikroorganizmy oraz witaminy. Wówczas producent dodaje do produktu witaminy i minerały syntetyczne, które - no nie okłamujmy się - nigdy nie zastąpią tych naturalnie występujących.
Jakość, albo jak kto woli - wygląd wizualny, takiego produktu również różni się od tego zrobionego w mamusinej kuchni. Autorka artykułu zamieściła zdjęcie porównawcze puree z groszku zielonego zrobionego w domu i tego ze słoiczka. Blehhhhh! Ten ze słoiczka wyglądał obrzydliwie. Sama zrobiłam doświadczenie i ugotowałam zupkę dokładnie z takich samych składników jakie podano na etykiecie ze słoiczka. Oczywiście, inteligentnie nie zrobiłam zdjęcia, ale uwierzcie mi na słowo... Ta moja zupka miała piękne, żywe kolory, a ta ze słoika... jakieś takie bure. Nie oznacza to, że synek chętniej zjadł moje danie. Przeciwnie, pluł i zamykał buzię kiedy próbowałam wcisnąć łyżeczkę. Na danie ze słoiczka reakcja była inna - zjadł wszystko bez mruknięcia. I bądź tu mądra!? :/ Chyba wygląd estetyczny nie ma dla malucha większego znaczenia...
Następnie Pani poruszyła temat substancji trujących (!) zawartych w jedzeniu dla dzieci. Tu jakoś przestałam wierzyć w jej słowa. Podała ona, że w takim jednym słoiczku znajdują się takie "trucizny" jak pestycydy, benzen, arszenik czy kadm (w bardzo małych ilościach), akrylamid... Dość!  No jakoś nie mogę się przekonać, że jest aż tak źle..?! Zwłaszcza, że w międzyczasie znalazłam artykuł na polskiej stronie KLIKNIJ TU , który może nie tyle, że popiera karmienie dziecka wyłącznie słoiczkami, ale nie przedstawia tego aż w tak czarnych barwach. Wiadomo, decyzja o tym czym i jak będziemy karmić nasze dziecko, należy do każdego z nas. Zawsze znajdziemy zarówno zwolenników, jak i przeciwników słoiczków. Na pewno po przeczytaniu obu artykułów będę starała się przekonać Malca do mojej kuchni, a po słoiczki myślę, że od czasu do czasu też sięgniemy :)

Pozdrawiam,

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz