***
Czy
przy wyborze produktu dla Waszego dziecka, czytacie etykiety? Do tej
pory, czytałam pobieżnie skład, nigdy nie sprawdzałam np. kaloryczności,
ilości białka, tłuszczu czy witamin. A okazuje się,że to bardzo ważne!
Przyznam
się bez bicia, że miewam dni, kiedy leń mnie taki cholerny łapie, że
zamiast sama ugotować coś dla swojego dziecka, idę na łatwiznę i serwuję
tzw. danie ze słoiczka. Czasami nie gotuję, zniechęcona kolejną
porażką... Po prostu synek nie chce nawet spróbować tego, co dla niego
przygotuję, a ze słoiczka je chętnie! Jednak po przeczytaniu artykułu,
który poleciła Hafija na swojej facebook'owej stronie - TUTAJ - trochę obleciał mnie strach.
Autorka
tekstu, jako pierwsze pod lupę wzięła skład dania ze słoiczka. Twierdzi
ona, że producent w celu obniżenia kosztów produkcji, nadania
produktowi objętości i wagi, dodaje - do przetworzonych warzyw lub
owoców - wodę oraz tak zwane zagęszczacze (w postaci kleiku ryżowego,
mączki kukurydzianej, kaszki jaglanej i pszenicy rafinowanej). Sam
proces rafinowania wymienionych zbóż, pozbawia je witamin, białka i
błonnika. Co więcej, zagęszczacze te przyczyniają się do wczesnej
próchnicy zębów u dzieci, ponieważ tworząc kleistą papkę, osadzają się
na nich. Inny problem to gluten zawarty w niektórych z wymienionych
zagęszczaczy. Jest on potencjalnym alergenem i może przyczynić się np.
do celiakii (schorzenie polegające na występowaniu zaburzeń trawienia i
wchłaniania jelitowego związanych z nietolerancją glutenu zawartego w
zbożach*). Nie można się nie zgodzić. Mama gotująca dla swojej pociechy
raczej stara się aby wszystko było naturalne, ekologiczne i zdrowe. Nie
oszczędza na produktach, ich jakości i ilości. Pilnuje, aby dieta
maluszka była kompletna i zbilansowana :)
Jedzenie
śmieciowe - to kolejny zarzut autorki. Odważna z niej kobietka, bo
twierdzi (na podstawie najnowszych badań) iż dania słoiczkowe pozbawione
są praktycznie wszystkich środków odżywczych. Produkty tych najbardziej
popularnych marek, zawierają zbyt małą, rekomendowaną, ilość wapnia,
magnezu, cynku, żelaza, selenu i innych ważnych minerałów. Oznacza to,
że jeśli dziecko spożywa danie z dodatkiem mięsa z jednego słoiczka,
jedno danie słoiczkowe z samych warzyw oraz wypija 600ml mleka
modyfikowanego, to nadal dostarczanych jest zbyt mało wyżej wymienionych
składników (wartość mniejsza niż 20% dziennego zapotrzebowania).
Autorka śmie zatem twierdzić, że karmienie dziecka w taki sposób
pozbawia je kluczowych do prawidłowego rozwoju i wzrostu, składników
oraz odporności przeciwko chorobom.
-
Boże, zaczynam czuć się złą matką :/ !!! Bowiem dziewczyna w swoim
artykule uważa, że rodzic karmiący dziecko papką ze słoiczka to taki
rodzic, który równie dobrze mógłby nakarmić swoją pociechę
cheeseburgerem :/ Nieee, no to chyba już przesada... Sama stronię od
fast food'ów i nie mam zamiaru serwować tego "jedzenia" mojemu dziecku!
Następnym
problemem, na którym skupiła się autorka (i to mnie zaciekawiło), była
długa data przydatności danego produktu słoiczkowego. Jedzenie ugotowane na śmierć!
- już tłumaczę o co jej chodziło :) Odpowiedź tkwi w sposobie
przygotowywania dań słoiczkowych. Według niej wszystkie produkty muszą
być przygotowywane w bardzo wysokiej temperaturze, przez długi czas w
celu zabicia złych bakterii i pleśni. Niestety w procesie tym giną także
naturalnie występujące i przyjazne bakterie czy mikroorganizmy oraz
witaminy. Wówczas producent dodaje do produktu witaminy i minerały
syntetyczne, które - no nie okłamujmy się - nigdy nie zastąpią tych
naturalnie występujących.
Jakość,
albo jak kto woli - wygląd wizualny, takiego produktu również różni się
od tego zrobionego w mamusinej kuchni. Autorka artykułu zamieściła
zdjęcie porównawcze puree z groszku zielonego zrobionego w domu i tego
ze słoiczka. Blehhhhh! Ten ze słoiczka wyglądał obrzydliwie. Sama
zrobiłam doświadczenie i ugotowałam zupkę dokładnie z takich samych
składników jakie podano na etykiecie ze słoiczka. Oczywiście,
inteligentnie nie zrobiłam zdjęcia, ale uwierzcie mi na słowo... Ta moja
zupka miała piękne, żywe kolory, a ta ze słoika... jakieś takie bure.
Nie oznacza to, że synek chętniej zjadł moje danie. Przeciwnie, pluł i
zamykał buzię kiedy próbowałam wcisnąć łyżeczkę. Na danie ze słoiczka
reakcja była inna - zjadł wszystko bez mruknięcia. I bądź tu mądra!? :/
Chyba wygląd estetyczny nie ma dla malucha większego znaczenia...
Następnie
Pani poruszyła temat substancji trujących (!) zawartych w jedzeniu dla
dzieci. Tu jakoś przestałam wierzyć w jej słowa. Podała ona, że w takim
jednym słoiczku znajdują się takie "trucizny" jak pestycydy, benzen,
arszenik czy kadm (w bardzo małych ilościach), akrylamid... Dość! No
jakoś nie mogę się przekonać, że jest aż tak źle..?! Zwłaszcza, że w
międzyczasie znalazłam artykuł na polskiej stronie KLIKNIJ TU
, który może nie tyle, że popiera karmienie dziecka wyłącznie
słoiczkami, ale nie przedstawia tego aż w tak czarnych barwach. Wiadomo,
decyzja o tym czym i jak będziemy karmić nasze dziecko, należy do
każdego z nas. Zawsze znajdziemy zarówno zwolenników, jak i przeciwników
słoiczków. Na pewno po przeczytaniu obu artykułów będę starała się
przekonać Malca do mojej kuchni, a po słoiczki myślę, że od czasu do
czasu też sięgniemy :)
Pozdrawiam,
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz