***
Wiedziałam, że ten moment kiedyś nadejdzie.
Wiedziałam, że powinniśmy zbierać drobniaki, bo wkrótce się przydadzą.
Wiedziałam też, że w jakiś sposób jest to nieuniknione.
Nie sądziłam jednak, że tak szybko, że to już!?
A mowa o bujakach – automatach, takich na pieniądze ;)
Od jakiegoś czasu nasze wyprawy do sklepu
wyglądają bardzo zabawnie. Mamy pewne, zwane przez nas „punkty
obowiązkowe”, które na nasze nieszczęście same się „odzywają”. Już z
daleka włączają się zachęcające melodyjki, odgłosy silnika lub syreny,
migają kolorowe światełka. Maluch nie potrafi przejść obojętnie. Musimy
się zatrzymać, wsadzić np. do samochodziku i poczekać chwil kilka, aż
dziecko się nacieszy :) Później jest jeszcze kolejny punkt i w końcu możemy pójść na zakupy.
Punkt numer 1*
Punkt numer 2*
Punkt numer 3 – obowiązkowa rundka ciuchcią
Póki co, jest spokojnie i bezstresowo. To
znaczy, synek pobawi się, nakręci kierownicą, poprzyciska guziczki i nie
płacze ani nie protestuje kiedy go wyciągamy. Zawsze mówię do niego „zrób pa pa do autka” ,
razem pomachamy i odchodzimy. Widzę czasami reakcje i płacze innych
dzieci, i modlę się aby mój szkrab nigdy tak nie robił… No ale, co ma
być to będzie ;)
A jak jest u Was? Czy też macie takie „punkty obowiązkowe”, które Wasze dzieci lubią i na których chętnie jeżdżą i bawią się?
* Punkt 1 i 2 na razie obsługujemy
bezgotówkowo, czyli Maluch tylko sobie siedzi i kręci kierownicą (do
czasu). Jedynie punkt 3 jest płatny i w jego pakiecie są dwie rundy
ciuchcią po centrum handlowym w jednym z wagoników :)
Pozdrawiam,
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz