***
Mój
synek, mój malutki chłopczyk wczoraj obchodził swoje pierwsze urodziny.
Dokładnie rok temu - 29.06.2012 r. o godzinie 18.46 życie moje i mojego
męża nabrało nowego sensu. W naszym domu zagościły nowe sprzęty,
zabawki, gadżety... Zagościło nieopisane szczęście, radość, miłość. Ale,
co ja będę Wam pisać, każdy rodzic wie, co mam na myśli ;)
Urodziny
Malucha planowałam już od dwóch miesięcy. Lista moich pomysłów
zmieniała się średnio dwa razy w tygodniu. Przeczesywałam internet w
poszukiwaniu inspiracji zarówno kulinarnych, jak i tych związanych z
dekoracją wnętrz. Wszystko skrzętnie zapisywałam sobie w specjalnym
folderze na moim laptopiku... aż pewnego dnia (na krótko przed
urodzinami) mój laptopik zbuntował się i już nigdy nie odpalił, a ja
straciłam wszystko, co sobie tam zapisałam :( Złośliwość rzeczy
martwych!
Obmyśliłam
nowy plan działania. Ustaliłam swoje skromne menu, znalazłam sposób na
świetną zabawę dla zaproszonych dzieci, wspólnie z mężem udekorowaliśmy
dom. Bardzo mi zależało, aby ten dzień był wyjątkowy, radosny i pełen
uśmiechu na twarzach wszystkich zaproszonych gości :)
Na urodziny Malucha zaprosiliśmy 12 dorosłych i ich dzieci - sztuk 7 ;)
No i oczywiście nasza trójca. Obawiałam się, że przy niepogodzie
impreza nie wypali, bo najzwyczajniej w świecie będziemy się wszyscy
cisnąć w naszym małym salonie, dzieci będą się nudzić i cały mój trud
pójdzie na marne. Na szczęście pogoda nam dopisała, było słonecznie i
cieplutko, wszystko poszło z planem.
Największą
atrakcją dla dzieciaczków (i ich rodziców) był... olbrzymi dmuchany
zamek :) Trzymałam tę niespodziankę głęboko w tajemnicy, nikt się tego
nie spodziewał, nawet nie podejrzewał (mimo, że przy zapraszaniu,
zaznaczałam, że ubiór ma by absolutnie wygodny) :)
Zamek przyjechał do nas z samego rana i tata zaznajamiał Malucha z nową "zabawką" w ogrodzie.
Dzieci
bawiły się świetnie. Skakały, skakały i skakały, po czym przybiegały do
domu coś zjeść i wypić, i dalej wracały do skakania :) Nawet ja się
skusiłam i poskakałam z dziewczynkami ;)
Maluch się zdecydował i też pobawił się z nami, tyle że on postanowił, że będzie odbijał się na brzuszku.
Na
podwórku rozłożyliśmy puzzle oraz matę, aby dzieciaki mogły bawić się
też innymi zabawkami (w ramach przerwy od skakania). Dużo radości i
śmiechu, krzyków i ganiania było z powodu baniek mydlanych. Nie robiłam
ich sama, nieee. Poszłam na skróty i kupiłam maszynkę do baniek. Super
sprawa. Wlewasz płyn, włączasz przycisk i w ciągu kilku chwil w
powietrzu lata milion baniek - każda kolorowa, okrąglutka i zachęcająca
dziecko do ganiania za nią.
Podczas
gdy jedne dzieci bawiły się na podwórku, Maluch zaraczkował do kuchni,
gdzie schowaliśmy wszystkie prezenty i wybrał sobie jeden, największy,
rozdarł papier i ujrzał ten oto pojazd. Oczywiście musiał go ujeżdżać.
Cztery kółka to jest to! ;)
Wszyscy
mili goście, a także my bawiliśmy się świetnie (przynajmniej mam taką
nadzieję). Nie było "grubego" alkoholu i to już zapowiadałam przy
zaproszeniach. Chłopcy sączyli sobie piwko, a niektóre (czytaj
niekarmiące ;) ) mamy Martini. To z założenia miało być kinderparty dla
dzieci, a rodzice to tylko dodatki ;) W menu przygotowanym przeze mnie
znalazły się:
- pieczona karkówka
- pieczone kurze udka
- sałatka z tuńczyka (poszła cała, czyli chyba smakowała ;) )
- sałatka z brokułów
- talerz z wędlinami (cztery rodzaje)
- talerz z serami (dwa rodzaje)
- włoskie paluchy z dipem majonezowo-ketchupowym i przyprawami (pomysł własny)
- sos tzatziki do mięs i wędlin
Zagościły
też smaczne desery, ciasta, muffinki... Wszystko domowej roboty :D
Specjalnie dla dzieci przygotowałam również owocowo-mleczną piankę wg.
przepisu z jednej z gazet dla rodziców.
Ciasto - miś, upieczony w specjalnej formie (dziękuję Asiu!), przełożony kremem i udekorowany żelowymi lukrami.
Było jeszcze ciasto sernikowe o nazwie Izaura. Pychotka :)
A największą niespodziankę trzymałam w lodówce, schowaną w kartonie. Główny punkt programu: TORT :)
Tadammmmm :D
I jeszcze solenizant ze swoim tortem. Autka też są zjadliwe i Maluch już się za nie zabierał.
Cała imprezka odbyła się w otoczeniu balonów...
I jeszcze moja balonowa gąsienica :)
O
20. synek już był bardzo śpiący i zmęczony całym hałasem, zabawami,
wrażeniami i zainteresowaniem jego osóbką, więc szybko go wykąpałam i
ułożyłam do snu. Spał spokojnie. Szczęśliwy. Do 9 rano!!! :D
Pisałam
już na Facebooku, że urodziny zaliczam do tych megaudanych! Cieszę się,
że pogoda i humory nam dopisały, bo przecież to już najkrótsza droga do
wspaniałej zabawy!
***
Sto lat mój Synku najdroższy!
Kocham Cię całym sercem i całą duszą!
Zawsze o tym pamiętaj!
:*
***
Pozdrawiam,
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz