wtorek, 3 grudnia 2013

Urodzinowo :)

***
Mój synek, mój malutki chłopczyk wczoraj obchodził swoje pierwsze urodziny. Dokładnie rok temu - 29.06.2012 r. o godzinie 18.46 życie moje i mojego męża nabrało nowego sensu. W naszym domu zagościły nowe sprzęty, zabawki, gadżety... Zagościło nieopisane szczęście, radość, miłość. Ale, co ja będę Wam pisać, każdy rodzic wie, co mam na myśli ;)
Urodziny Malucha planowałam już od dwóch miesięcy. Lista moich pomysłów zmieniała się średnio dwa razy w tygodniu. Przeczesywałam internet w poszukiwaniu inspiracji zarówno kulinarnych, jak i tych związanych z dekoracją wnętrz. Wszystko skrzętnie zapisywałam sobie w specjalnym folderze na moim laptopiku... aż pewnego dnia (na krótko przed urodzinami) mój laptopik zbuntował się i już nigdy nie odpalił, a ja straciłam wszystko, co sobie tam zapisałam :( Złośliwość rzeczy martwych!
Obmyśliłam nowy plan działania. Ustaliłam swoje skromne menu, znalazłam sposób na świetną zabawę dla zaproszonych dzieci, wspólnie z mężem udekorowaliśmy dom. Bardzo mi zależało, aby ten dzień był wyjątkowy, radosny i pełen uśmiechu na twarzach wszystkich zaproszonych gości :)
  Na urodziny Malucha zaprosiliśmy 12 dorosłych i ich dzieci - sztuk 7 ;) No i oczywiście nasza trójca. Obawiałam się, że przy niepogodzie impreza nie wypali, bo najzwyczajniej w świecie będziemy się wszyscy cisnąć w naszym małym salonie, dzieci będą się nudzić i cały mój trud pójdzie na marne. Na szczęście pogoda nam dopisała, było słonecznie i cieplutko, wszystko poszło z planem.
Największą atrakcją dla dzieciaczków (i ich rodziców) był... olbrzymi dmuchany zamek :) Trzymałam tę niespodziankę głęboko w tajemnicy, nikt się tego nie spodziewał, nawet nie podejrzewał (mimo, że przy zapraszaniu, zaznaczałam, że ubiór ma by absolutnie wygodny) :)
Zamek przyjechał do nas z samego rana i tata zaznajamiał Malucha z nową "zabawką" w ogrodzie.



Dzieci bawiły się świetnie. Skakały, skakały i skakały, po czym przybiegały do domu coś zjeść i wypić, i dalej wracały do skakania :) Nawet ja się skusiłam i poskakałam z dziewczynkami ;)


Maluch się zdecydował i też pobawił się z nami, tyle że on postanowił, że będzie odbijał się na brzuszku.


Na podwórku rozłożyliśmy puzzle oraz matę, aby dzieciaki mogły bawić się też innymi zabawkami (w ramach przerwy od skakania). Dużo radości i śmiechu, krzyków i ganiania było z powodu baniek mydlanych. Nie robiłam ich sama, nieee. Poszłam na skróty i kupiłam maszynkę do baniek. Super sprawa. Wlewasz płyn, włączasz przycisk i w ciągu kilku chwil w powietrzu lata milion baniek - każda kolorowa, okrąglutka i zachęcająca dziecko do ganiania za nią.


Podczas gdy jedne dzieci bawiły się na podwórku, Maluch zaraczkował do kuchni, gdzie schowaliśmy wszystkie prezenty i wybrał sobie jeden, największy, rozdarł papier i ujrzał ten oto pojazd. Oczywiście musiał go ujeżdżać. Cztery kółka to jest to! ;)


Wszyscy mili goście, a także my bawiliśmy się świetnie (przynajmniej mam taką nadzieję). Nie było "grubego" alkoholu i to już zapowiadałam przy zaproszeniach. Chłopcy sączyli sobie piwko, a niektóre (czytaj niekarmiące ;) ) mamy Martini. To z założenia miało być kinderparty dla dzieci, a rodzice to tylko dodatki ;) W menu przygotowanym przeze mnie znalazły się:
- pieczona karkówka
- pieczone kurze udka
- sałatka z tuńczyka (poszła cała, czyli chyba smakowała ;) )
- sałatka z brokułów
- talerz z wędlinami (cztery rodzaje)
- talerz z serami (dwa rodzaje)
- włoskie paluchy z dipem majonezowo-ketchupowym i przyprawami (pomysł własny)
- sos tzatziki do mięs i wędlin


Zagościły też smaczne desery, ciasta, muffinki... Wszystko domowej roboty :D Specjalnie dla dzieci przygotowałam również owocowo-mleczną piankę wg. przepisu z jednej z gazet dla rodziców.


Ciasto - miś, upieczony w specjalnej formie (dziękuję Asiu!), przełożony kremem i udekorowany żelowymi lukrami.


Było jeszcze ciasto sernikowe o nazwie Izaura. Pychotka :)
A największą niespodziankę trzymałam w lodówce, schowaną w kartonie. Główny punkt programu: TORT :)
Tadammmmm :D


I jeszcze solenizant ze swoim tortem. Autka też są zjadliwe i Maluch już się za nie zabierał.


Cała imprezka odbyła się w otoczeniu balonów...


I jeszcze moja balonowa gąsienica :)


O 20. synek już był bardzo śpiący i zmęczony całym hałasem, zabawami, wrażeniami i zainteresowaniem jego osóbką, więc szybko go wykąpałam i ułożyłam do snu. Spał spokojnie. Szczęśliwy. Do 9 rano!!! :D
Pisałam już na Facebooku, że urodziny zaliczam do tych megaudanych! Cieszę się, że pogoda i humory nam dopisały, bo przecież to już najkrótsza droga do wspaniałej zabawy!
***
Sto lat mój Synku najdroższy!
Kocham Cię całym sercem i całą duszą!
Zawsze o tym pamiętaj!
:*
***
Pozdrawiam,

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz