***
Muszę się trochę poużalać, bo brakuje mi już sił i ręce opadają do samej ziemi :(
W piątek Maluszek mój kochany obudził mnie w nocy z przeraźliwym
płaczem. Wiecie, z takim krzykiem, co to każdą matkę w sekundę na proste
nogi stawia. Nosek miał zapchany, nie mógł oddychać (a przez to ssać
cycusia) i bardzo go to wszystko zezłościło. Po kilku godzinach walki z
gilaskami udało mu się jakoś zasnąć, ale my już wiedzieliśmy, że możemy pożegnać wszystkie weekendowe plany. W sobotnią noc jeszcze gorączka się pojawiła… także wyobraźcie sobie, prawie bezsenne noce były :(
gilaskami udało mu się jakoś zasnąć, ale my już wiedzieliśmy, że możemy pożegnać wszystkie weekendowe plany. W sobotnią noc jeszcze gorączka się pojawiła… także wyobraźcie sobie, prawie bezsenne noce były :(
M A S A K R A !!!
Wszystko zwaliliśmy z mężem na
ząbkowanie (dość mocno się ślini i pcha rączki do buźki), słabszą
odporność i w konsekwencji katar. Tyle, że ten nie mija i nie zelżał, aż
do dziś, pojawił się niepokojący kaszel oraz chrapliwy oddech. Nie
podobało mi się to i podjęłam szybką decyzję: jedziemy do lekarza! Nie
chodzę do irlandzkich lekarzy bo im kompletnie nie ufam (tak już mam i
koniec) i podejrzewam, że zbagatelizowaliby symptomy. Pojechałam do
Dublina, do polskiej przychodni, w której przyjmuje pediatra z
doświadczeniem i któremu nawet wierzę ;)
No i okazało się, że moje matczyne serce znów mnie nie zawiodło.
Doktor osłuchał Malucha i stwierdził, że w dobrym momencie
przyjechaliśmy, gdyż oskrzela już są zajęte, a stąd krótka droga do
zapalenia płuc i już wtedy spotkalibyśmy się w szpitalu. Może troszkę
przesadził, może tylko nastraszył, nie wiem. A katar pojawił się w
wyniku jakiejś bakterii i dlatego nie mogłam go opanować tylko wodą
morską. Dostaliśmy całą, długą listę leków. Niestety zapisał się na niej
antybiotyk, którego unikałam jak ognia, ale jeśli ma pomóc to i po
antybiotyk chwycimy. Dostaliśmy też krople, którymi mam tylko pędzlować
nosek synka ok. piętnaście razy dziennie i już teraz mogę powiedzieć, że
jest postęp i synek oddycha dużo lepiej :)
A i mam też lek, którym muszę kilka razy dziennie pędzlować jamę
ustną. Z tego co wyczytałam, to ma to zapobiec grzybicy w buźce po
antybiotyku. No i oczywiście syrop na kaszel. Ten akurat znam i wiem, że
jest mało skuteczny, ale niestety tutaj apteki jakieś ubogie są w
lekarstwa (zwłaszcza dla dzieci). Mam porównanie chociażby kiedy
chciałam kupić tutaj coś w rodzaju Pulmex Baby. Pani aptekarka spojrzała
na mnie jak na idiotkę i stwierdziła, że takiej maści nie mają, a nawet
jeśli to by mi nie sprzedała bo Mały jest za mały :/ W Polsce półki
uginają się od leków, tu raczej uginają się od szamponów, dezodorantów,
pomadek, itp :) Taka dygresja.
Wracając do tematu. Mam nadzieje, że teraz
szybko Szkrabek odzyska zdrowie i znów będziemy mogli wychodzić na
spacery. W sumie teraz pogoda jest fatalna, zimno i wilgotno, więc wiele
nie tracimy, ale w domu już troszkę świrujemy i brakuje pomysłów na
marudnego dzieciaczka :)
Proszę, trzymajcie za nas kciuki, żeby już było tylko lepiej i żebyśmy
mogli pisać o ciekawszych rzeczach, a nie tylko o choróbskach :)
I na koniec mój choruszek wychodzący sam z siebie i bujający się na wszelkie możliwe sposoby :)
I odpoczynek
I odpoczynek
Pozdrawiam!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz