czwartek, 5 grudnia 2013

Walczymy z infekcją. Nie damy się!

***
Muszę się trochę poużalać, bo brakuje mi już sił i ręce opadają do samej ziemi :( W piątek Maluszek mój kochany obudził mnie w nocy z przeraźliwym płaczem. Wiecie, z takim krzykiem, co to każdą matkę w sekundę na proste nogi stawia. Nosek miał zapchany, nie mógł oddychać (a przez to ssać cycusia) i bardzo go to wszystko zezłościło. Po kilku godzinach walki z
gilaskami udało mu się jakoś zasnąć, ale my już wiedzieliśmy, że możemy pożegnać wszystkie weekendowe plany. W sobotnią noc jeszcze gorączka się pojawiła… także wyobraźcie sobie, prawie bezsenne noce były :(
 
M A S A K R A !!!
  Wszystko zwaliliśmy z mężem na ząbkowanie (dość mocno się ślini i pcha rączki do buźki), słabszą odporność i w konsekwencji katar. Tyle, że ten nie mija i nie zelżał, aż do dziś, pojawił się niepokojący kaszel oraz chrapliwy oddech. Nie podobało mi się to i podjęłam szybką decyzję: jedziemy do lekarza! Nie chodzę do irlandzkich lekarzy bo im kompletnie nie ufam (tak już mam i koniec) i podejrzewam, że zbagatelizowaliby symptomy. Pojechałam do Dublina, do polskiej przychodni, w której przyjmuje pediatra z doświadczeniem i któremu nawet wierzę ;) No i okazało się, że moje matczyne serce znów mnie nie zawiodło. Doktor osłuchał Malucha i stwierdził, że w dobrym momencie przyjechaliśmy, gdyż oskrzela już są zajęte, a stąd krótka droga do zapalenia płuc i już wtedy spotkalibyśmy się w szpitalu. Może troszkę przesadził, może tylko nastraszył, nie wiem. A katar pojawił się w wyniku jakiejś bakterii i dlatego nie mogłam go opanować tylko wodą morską. Dostaliśmy całą, długą listę leków. Niestety zapisał się na niej antybiotyk, którego unikałam jak ognia, ale jeśli ma pomóc to i po antybiotyk chwycimy. Dostaliśmy też krople, którymi mam tylko pędzlować nosek synka ok. piętnaście razy dziennie i już teraz mogę powiedzieć, że jest postęp i synek oddycha dużo lepiej :) A i mam też lek, którym muszę kilka razy dziennie pędzlować jamę ustną. Z tego co wyczytałam, to ma to zapobiec grzybicy w buźce po antybiotyku. No i oczywiście syrop na kaszel. Ten akurat znam i wiem, że jest mało skuteczny, ale niestety tutaj apteki jakieś ubogie są w lekarstwa (zwłaszcza dla dzieci). Mam porównanie chociażby kiedy chciałam kupić tutaj coś w rodzaju Pulmex Baby. Pani aptekarka spojrzała na mnie jak na idiotkę i stwierdziła, że takiej maści nie mają, a nawet jeśli to by mi nie sprzedała bo Mały jest za mały :/ W Polsce półki uginają się od leków, tu raczej uginają się od szamponów, dezodorantów, pomadek, itp :) Taka dygresja.



Wracając do tematu. Mam nadzieje, że teraz szybko Szkrabek odzyska zdrowie i znów będziemy mogli wychodzić na spacery. W sumie teraz pogoda jest fatalna, zimno i wilgotno, więc wiele nie tracimy, ale w domu już troszkę świrujemy i brakuje pomysłów na marudnego dzieciaczka :) Proszę, trzymajcie za nas kciuki, żeby już było tylko lepiej i żebyśmy mogli pisać o ciekawszych rzeczach, a nie tylko o choróbskach :)
I na koniec mój choruszek wychodzący sam z siebie i bujający się na wszelkie możliwe sposoby :)

 I odpoczynek

Pozdrawiam!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz