***
Dobre nowiny są takie, że synek powoli wychodzi z choroby :)
Chyba mogę śmiało powiedzieć, że pokonaliśmy już zapalenie oskrzeli
oraz nieciekawy katar. Maluch jeszcze troszkę kaszle i od czasu do czasu
wycieram glutki z noska, ale jego stan dzisiaj, a jeszcze trzy dni temu
to jak niebo a ziemia. Tak jak pan doktor powiedział, dużo zależało od
moje „chce mi
się”. Wykonywałam więc jego zalecenia tak jak mnie
poinstruował, pilnowałam żeby nosek regularnie pędzlować przepisanymi
kropelkami, pilnowałam godzin przyjęcia antybiotyku, a także pilnowałam
systematycznego pędzlowania jamy ustnej. Oczywiście, że mi się chciało,
gdyż chodziło tu o zdrowie mojego dziecka!
Złe wieści są takie, że: MAM PRZERĄBANE! :)
No może nie tak bardzo przerąbane jak to mogłoby zabrzmieć, ale
niestety brak spacerów i ruchu na świeżym powietrzu dają się we znaki.
Maluch marudzi, ciągnie mnie za rękę i pokazuje paluszkiem w kierunku
drzwi. Bardzo chce wyjść, a wszelkie próby tłumaczenia mu, kończą się
płaczem. Czasami trzeba się nieźle nagimnastykować, żeby odwrócić jego
uwagę i zainteresować czymś innym :)
Korzystając więc z okazji i czasu, którego mamy teraz sporo do swojej dyspozycji, nadrabiamy nasze książkowe przygody, troszkę bazgramy kredkami po papierze, ale także zaczęliśmy uczyć się poszczególnych części ciała :) Do tej pory synek był raczej oporny i ani nie chciał uczestniczyć we wspólnej nauce, ani pokazywać paluszkiem. Moje czekanie się jednak opłaciło, gdyż teraz Mały najchętniej cały czas pokazywałby paluszkiem np. oko, lubi też podejść do mnie z książeczką, usiąść na kolanach i wsłuchiwać się w czytane przez mnie słowa. Wiernym (z własnego lub mniej z własnego wyboru) modelem jest nasz domowy pupil. Synek najchętniej na nim pokazuje poszczególne części ciała :) Muszę jednak stać w pogotowiu, żeby Mały mu tych oczu do mózgu nie wbił :)
Muszę Wam się przyznać, że tego posta
tworzę już od wczoraj. Niestety jak to bywa, dziecko choruje, a matka
się zaraża. Boli mnie gardło, cała klata, całe ciało, wszystkie mięśnie i
nawet głupi kręgosłup, kicham, leci mi z nosa. A najgorsze, że domowe
sposoby już przestały działać. Boję się, żeby i mnie nie dopadło
zapalenie oskrzeli i antybiotyk :(
Czuję się fatalnie, ale żeby położyć się do łóżka to raczej
niemożliwe. Maluch wymaga uwagi, czasami z nudów wychodzi sam z siebie:
wiesza się na firankach i zrywa je z żabek, zrzuca mi ubrania z
suszarki, urwiskuje na lewo i prawo. Nie dziwię się mu, ileż można
siedzieć w domu, kiedy za oknem mimo mroźnego powietrza, świeci
słoneczko i zachęca do zabawy na podwórku.
Chorobo, won z naszego domu! Sioooooooooo!!! :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz