poniedziałek, 2 grudnia 2013

Wirusy atakują!

***
Kto nas śledzi na Facebooku, ten wie, że nasza długa nieobecność w blogosferze spowodowana była chorobą, a konkretnie... grypą jelitową :/ Zaczęło się ode mnie, tydzień temu, w czwartek. W nocy obudził mnie ból brzucha. Długo przekręcałam się w łóżku, próbowałam zasnąć, ale nie wytrzymałam. Wymiotowałam pół nocy i prawie cały kolejny dzień. Ciężki to był dzień. Mąż w pracy, a ja sama z synkiem w domu,
  którym trzeba się zająć, zabawić, nakarmić. Nikt tego za mnie by nie zrobił. Dałam jakoś radę (dużą pomoc okazała mi koleżanka, która przyszła i zajęła się Maluchem, żebym mogła się ogarnąć, wykąpać, bardzo jestem jej za to wdzięczna!), a już w sobotę byłam praktycznie na "pełnym chodzie" :)
W niedzielę nic nie wskazywało, że synkowi coś może dolegać. Od rana świeciło słoneczko, wybraliśmy się zatem z babcią na długi spacer. Po popołudniowej drzemce Małego, mieliśmy w planach odwiedzić prababcię. Podróż samochodem trwała ok. 15 minut. Kiedy wysiadaliśmy, zauważyłam, że Maluszek się zmoczył i ma całe mokre spodenki. Dziadek wziął wnuka na ręce i zaniósł do mieszkania. Kiedy przewijałam synka, okazało się, że to nie siusiu, tylko taka duża i wodnista kupka z pieluszki się przelała. Ale nic! Wcześniej się już takie coś zdarzało, więc nie przejęłam się tym faktem. Przewinęłam, przebrałam i posadziłam na kanapie, żeby z prababcią mógł się przywitać. I wtedy - katastrofa! Zaczął wymiotować prosto na mnie. Raz, drugi i kolejny! Wyobraźcie sobie jak wyglądałam... Nie miałam już więcej ubrań na przebranie, dlatego długo nie czekając, zapakowaliśmy Malucha do samochodu i wróciliśmy do domu. Synek nie wymiotował, więc uznaliśmy, że wcześniej może zaszkodziła mu podróż samochodem albo jogurcik jaki podałam na podwieczorek. Po kąpieli ładnie zasnął i tak sobie smacznie spał z godzinę, po czym obudził się kaszląc. Gdy przyszłam do pokoiku, synek mocno wymiotował i płakał :( Serce mi pękało, bo już wiedziałam, że załapał wirusa ode mnie...
Mały zwymiotował jeszcze dwa razy, kiedy zadzwoniłam do znajomej lekarki. Ta poradziła mi, żebym sprawdziła język synka. Jeśli jest wilgotny to ok, ale jak już suchy to może oznaczać odwodnienie. Był mokry dzięki Bogu! Następnie poradziła, jakie leki możemy podać dziesięciomiesięcznemu niemowlęciu i zasugerowała, że jeśli wystąpią kolejne wymioty, pojechać na pogotowie. Co ważne, kiedy jej powiedziałam, że karmię piersią, bardzo się ucieszyła i powiedziała, że to już połowa sukcesu na drodze do wyzdrowienia synka. Od tamtej chwili miałam karmić tylko piersią po ok. 10 min, żeby nie przepełnić brzuszka. Maluch już nie wymiotował, a pierś ssał bardzo chętnie. Uspokajał się przy niej, zasypiał kiedy skurcze brzuszka wybudzały go ze snu i w ten sposób gasił pragnienie (wystąpiła też gorączka, ponad 38st C). Udało nam się przetrwać noc bez wyjazdu na pogotowie. Już z samego rana popędziłyśmy z babcią do lekarza. Maluszek czuł się już wtedy lepiej, ale pani doktor przepisała leki na wymioty i probiotyki. Dalej poradzono mi karmić wyłącznie piersią, gdyż moje mleko jest lekkostrawne i najlepiej przyswajalne przez organizm dziecka. Może Mały był częściej głodny i domagał się cycusia co godzinę, ale chyba dzięki temu, w ciągu doby doszedł do siebie, nie wymiotował już i brzuszek przestał boleć. Owszem, chciał się tulić i "na rączki" TYLKO do mamy, ale to przecież normalne... nie wiedział co się dzieje, nie czuł się bezpiecznie bez mamy u boku.
Nikomu nie życzę choroby. Tym bardziej chorującego dziecka. Niestety, w ciągu ostatnich dni pisało do mnie kilka koleżanek, które miały lub mają z dzieckiem ten sam problem. A najgorsze jest to, że wirus przechodzi z jednej osoby na drugą i czasami choruje cała rodzina (u nas wirus nie ominął męża i teraz cały weekend leżał biedny i cierpiał). Lekarka mi potwierdziła, że bardzo często w tym okresie, w powietrzu latają te wstrętne rotawirusy i tym podobne... I tak oto, na stronie mamzdrowie.pl znalazłam kilka informacji na ten temat.

Przyczyny i objawy grypy żołądkowej:
Przyczyną grypy żołądkowej są rotawirusy. Zwykle odznacza się ona następującymi objawami:
  • ból brzucha
  • brak apetytu u dziecka
  • biegunki
  • wymioty
  • gorączka o nasileniu od 37 do nawet 40 stopni

Jak walczyć?
Przeważnie organizm jest sam w stanie zwalczyć wirusa grypy jelitowej. Jednak w przypadku, gdy dziecko ma wysoką gorączkę, należy starać się ją obniżyć przy pomocy środków przeciwgorączkowych (paracetamol lub ibuprofen). Dodatkowo zaleca się zażywanie probiotyków, których celem jest zabezpieczenie wrażliwej błony śluzowej przewodu pokarmowego dziecka, która w tym samym momencie jest w stanie zapalnym. Na rynku dostępne są m.in.: Lakcid, Trilac, Enterol i Lacidofil. Stosuje się je przez kilka dni, po czym wszystko wraca do normy.

Kiedy do lekarza?
Zagrożenie jakie stwarza grypa jelitowa w słabym organizmie naszego maluszka wzrasta wprost proporcjonalnie do jego wieku – czym młodsze dziecko, tym bardziej niebezpieczna może być choroba. Niemowlakom i bardzo młodym dzieciom bezpośrednio grozić może odwodnienie, dlatego powinniśmy działać szybko i skutecznie. Gdy zauważymy, że nie chce ono jeść, jego stolec jest płynny, często wymiotuje i dodatkowo odmawia picia – trzeba natychmiast skontaktować się z lekarzem.
Wysokie gorączki mają to do siebie, że znacznie podnoszą zapotrzebowanie organizmu na płyny, dlatego też, jeśli pieluszka dziecka jest sucha przez kilka godzin, to znaczy, że nie oddaje ono moczu, co z kolei może być sygnałem alarmowym świadczącym o odwodnieniu.
W przypadku starszych maluchów, w sytuacji gdy nie występują żadne ostre objawy choroby, możemy sobie nieco dłużej poczekać i spróbować wyleczyć go łagodnymi, domowymi sposobami. Lecz jeśli zauważymy, że choroba nie cofa się, a wręcz przeciwnie – maluch nadal odmawia picia, cierpi na biegunkę i wymioty, to bądźmy pewni, że wymaga to natychmiastowej wizyty u lekarza.

Dużo zdrowia życzę i pozdrawiam!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz