***
Zakupoholizm
dziecięcy - tak nazwaliśmy przypadłość, moją i męża :) Po prostu
złapaliśmy się na tym, że ilekroć pojedziemy na zakupy lub tylko
pochodzić po centrum handlowym, zawsze coś kupujemy dla Maluszka. Na
przykład dziś. Dowiedzieliśmy się o promocji na foteliki samochodowe.
Wybraliśmy się zatem do sklepu z zamiarem obejrzenia, ewentualnie (po
głębszym zastanowieniu) zakupienia nowego fotelika dla
synka. Maluch
rośnie jak na drożdżach, nie mieści się już w "starym", więc już czas na
większy. Na miejscu okazało się, że cena jest okazyjna, więc fotelik
zdecydowaliśmy się nabyć. Pani z obsługi poszła na magazyn i długo nie
wracała. Z nudów zaczęliśmy kręcić się po sklepie. Mi w ręce wpadła
zabawka Fisher Price - grający konik morski, taki słodziutki i milutki.
Wzięłam go! Mąż natomiast wrócił z zestawem wodoodpornych (czytaj
plamoodpornych) i kolorowych śliniaczków. Dobrze, że pani sprzedawczyni
się pojawiła, bo pewnie jeszcze o coś byśmy się pokusili :) Ok, czyli
jechaliśmy po jedną rzecz, a wróciliśmy z trzema... Na tym jednak nie
koniec. Zajechaliśmy po drodze do Tesco. Po bułki. Wróciliśmy z bułkami,
nowymi dresikami i książeczką z twardymi stronami :D I tak praktycznie
za każdym razem! Nie potrafimy się opamiętać. Wszystko jest takie
śliczne i idealne... Szafa pęka w szwach, zabawki zajmują już pół pokoju
(chociaż nie jest jeszcze ich aż tak wiele), ale nieeee, Maluszek
zasługuje na coś nowego, bo w końcu był taki grzeczny w zeszłym
tygodniu.... (to taka nasza mała wymówka ;) )
A czy Wy, drodzy czytelnicy, potraficie przejść obojętnie obok sklepu z zabawkami? ;)
A oto nasz konik morski ;)
Pozdrawiam,
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz